WrĂłg u bram / Nieprzyjaciel
Zaczyna siÄ od wybuchu, a potem napiÄcie tylko roĹnie. A przynajmniej powinno â wedĹug teorii. JuĹź po pierwszej scenie moĹźna siÄ zorientowaÄ, kto jest ulubionym reĹźyserem MichaĹa Krzywickiego, autora "Nieprzyjaciela". Trudno nie pochwaliÄ za wysokie stawianie sobie poprzeczki. Tym bardziej Ĺźe kolejne nawiÄ
zania do twĂłrczoĹci Alfreda Hitchcocka, na czele z "PsychozÄ
", wyskakujÄ
co chwilÄ. Cóş, nie
Zaczyna siÄ od wybuchu, a potem napiÄcie tylko roĹnie. A przynajmniej powinno â wedĹug teorii. JuĹź po pierwszej scenie moĹźna siÄ zorientowaÄ, kto jest ulubionym reĹźyserem MichaĹa Krzywickiego, autora "Nieprzyjaciela". Trudno nie pochwaliÄ za wysokie stawianie sobie poprzeczki. Tym bardziej Ĺźe kolejne nawiÄ
zania do twĂłrczoĹci Alfreda Hitchcocka, na czele z "PsychozÄ
", wyskakujÄ
co chwilÄ. Cóş, nie pierwszy, nie ostatni to twĂłrca, ktĂłry bierze siÄ za bary z mistrzem suspensu. Nie pierwszy, nie ostatni, ktĂłry doznaĹ przy tym bolesnej kontuzji. We wspomnianym wybuchu z pierwszej sceny ginie mĹoda kobieta. Okazuje siÄ dziewczynÄ
gangstera, Leona, ktĂłry lÄ
duje za to w pace, poniewaĹź siostra zabitej zeznaĹa, Ĺźe mÄĹźczyzna bywaĹ wobec niej agresywny. JakiĹ czas później rzeczona siostra prĂłbuje zaznaÄ spokoju, pracujÄ
c w luksusowej willi gdzieĹ na Mazurach. Pewnego dnia dom wynajmujÄ
dwie pary, a wĹrĂłd nich znajomy gangster, ktĂłry najwidoczniej odsiedziaĹ juĹź karÄ. I twĂłrca bardzo chce nas przekonaÄ, Ĺźe to zwykĹy zbieg okolicznoĹci. No, powiedzmy, Ĺźe mu uwierzyliĹmy. SzczegĂłlnie Ĺźe bardzo stara siÄ odwrĂłciÄ od tego naszÄ
uwagÄ. Rozprasza innymi wÄ
tkami. Leon nie przybyĹ przecieĹź sam, tylko ze swoim druhem Brunonem. Plan jest taki, Ĺźe gdy panowie bÄdÄ
dobijaÄ jakichĹ szemranych interesĂłw na kryptowalutach, ich drugie poĹĂłwki miĹo spÄdzÄ
czas, sÄ
czÄ
c drogie prosecco w bÄ
belkach jacuzzi. No, powiedzmy, Ĺźe jeszcze siÄ nie domyĹlamy, Ĺźe coĹ pĂłjdzie nie tak. ChoÄ pierwsze oznaki nadciÄ
gajÄ
cego kryzysu juĹź siÄ pojawiajÄ
. Operacje walutowe odbywajÄ
siÄ na grubych milionach Brunona, ktĂłry "poĹźyczyĹ" je od swojego szefa â jak niegdyĹ pewna platynowa piÄknoĹÄ w jednym z klasycznych filmĂłw przywoĹywanego juĹź mistrza; nie mniej niepokojÄ
cy jest fakt, Ĺźe partnerka Brunona okazuje siÄ uwikĹana w gorÄ
cy romans z Leonem; a Ĺźeby juĹź nie mieÄ Ĺźadnym wÄ
tpliwoĹci, Ĺźe coĹ wisi w powietrzu, nad wszystkimi w willi gĂłruje figura kruka (od ktĂłrego dom zresztÄ
wziÄ
Ĺ nazwÄ), dziwnie przypominajÄ
ca wypchanego ptaka znajdujÄ
cego siÄ w pewnym posÄpnym motelu ze znanego filmu. Ten Hitchcock wyskakujÄ
cy w niemal kaĹźdej scenie moĹźe trochÄ bawiÄ, ale jest teĹź jakÄ
Ĺ obietnicÄ
. JeĹli "Nieprzyjaciel" miaĹby byÄ faktycznie formÄ
wariacji na temat "Psychozy", to braĹbym w ciemno. Historia Normana Batesa ma w sobie tyle pokĹadĂłw znaczeĹ i fabularnych zakrÄtĂłw, Ĺźe mogĹaby obdzieliÄ niejeden caĹkiem dobry film. A w najgorszym wypadku przynajmniej wzorzec dodawaĹby filmowi jakoĹci. Problem w tym, Ĺźe ta obietnica pozostaje caĹkowicie bez pokrycia. Gdy po kilku pierwszych scenach powierzchowne nawiÄ
zania siÄ wyczerpujÄ
, Hitchcock wyparowuje na dobre â jego ducha moĹźna dostrzec jedynie w wykorzystywanej konwencji, bo Krzywicki miaĹ ambicjÄ, by nakrÄciÄ rasowy dreszczowiec. ZresztÄ
ambicji reĹźyserowi odebraÄ nie moĹźna. I to nie pierwszy juĹź raz. Jest przecieĹź autorem jednego z mniej oczywistych filmĂłw ostatnich lat â "Dnia, w ktĂłrym znalazĹem w Ĺmieciach dziewczynÄ", dramatu science-fiction, wyczarowanego za skromne fundusze mikrobudĹźetu. WidaÄ wiÄc, Ĺźe Krzywicki nie chadza najprostszymi drogami. WidaÄ takĹźe, Ĺźe wybujaĹe ambicje to pĂłki co wszystko, co jest w stanie zaoferowaÄ. Jego peĹnometraĹźowy debiut zionÄ
Ĺ fabularnÄ
pustkÄ
pod powierzchniÄ
spektakularnej futurologicznej wizji Ĺwiata. "Nieprzyjaciel" z kolei cierpi z caĹkiem innego powodu. Tym razem rola obrazu jest zminimalizowana, za caĹÄ
scenografiÄ robi jeden niewielkich rozmiarĂłw dom, obsada to jedynie piÄ
tka aktorĂłw. Trudno o wiÄkszy ascetyzm. Wszystko rozgrywa siÄ w dialogach, dziaĹa za sprawÄ
relacji miÄdzy bohaterami i sposobu prowadzenia narracji. W tego typu â wyjÄ
tkowo trudnych filmach â wszystko musi byÄ idealne. KaĹźdy gest aktorĂłw znaczÄ
cy, Ĺźadne sĹowo bez znaczenia, wszystkie rekwizyty wykorzystane, ani jedna scena puszczona, psychologiczne motywacje â bez zastrzeĹźeĹ. SĹowem: brzytwa! Precyzja, timing, narastajÄ
ce napiÄcie, dreszcze, skurcze ĹźoĹÄ
dka, obgryzane paznokcie. Tymczasem podczas seansu "Nieprzyjaciela" narasta co najwyĹźej irytacja, a jedynÄ
reakcjÄ
fizjologicznÄ
jest ziewanie. Bohaterowie sÄ
konwencjonalni do bĂłlu. KtĂłry to juĹź polski film z gangsterami w roli gĹĂłwnej, ktĂłry jest nie do oglÄ
dania. ZresztÄ
ani o gangusach, ani o ich dziewczynach, ani o opiekujÄ
cej siÄ domem nic nie wiemy. WrÄcz bardziej nas irytujÄ
, niĹź wzbudzajÄ
ciekawoĹÄ, nie mĂłwiÄ
c o jakichkolwiek pozytywnych emocjach. Zwykli cwaniacy, ktĂłrzy chcÄ
nielegalnie siÄ dorobiÄ. Nawet jedyna sprawiedliwa nie potrafi wykrzesaÄ z nas Ĺźadnych uczuÄ. TwĂłrcy nie zadbali, byĹmy siÄ z niÄ
zaprzyjaĹşnili â ani z niej ofiara, nad ktĂłrÄ
naleĹźaĹoby siÄ litowaÄ, ani pogromczyni, za ktĂłrÄ
trzymaĹoby siÄ kciuki. Jeszcze gorzej jest z intrygÄ
, ktĂłra ni ziÄbi, ni grzeje. Jest zbudowana wokóŠjednego twistu, ktĂłry zresztÄ
od samego poczÄ
tku zalatuje blagÄ
. I choÄ scenarzyĹci prĂłbowali wykrzesaÄ z punku wyjĹcia jak najwiÄcej â a to bohaterowie uganiajÄ
siÄ za MacGuffinem w postaci portfela kryptowalut, a to biegajÄ
za niewygodnym Ĺwiadkiem, a to ktoĹ komuĹ kradnie samochĂłd, a to gdzieĹ w póŠdrogi zaczyna brakowaÄ benzyny â to Ĺźadne z tych wydarzeĹ nie podbija stawki, nie generuje emocji, nie jest w stanie przekonaÄ, Ĺźe faktycznie ma jakieĹ znaczenie. Potwierdzenie, Ĺźe caĹa zabawa w podkradanie sobie sprzÄtu, gonitwy i chowanie, nie miaĹa Ĺźadnego sensu, przynosi zakoĹczenie. Przygotowywany z namaszczeniem punkt kulminacyjny okazuje siÄ tak bardzo bez znaczenia dla przebiegu fabuĹy, Ĺźe twĂłrcy ni stÄ
d, ni zowÄ
d po prostu zaczynajÄ
tĹumaczyÄ, jak to siÄ staĹo, Ĺźe bohaterowie dotarli do tego punktu swoich losĂłw. I Ĺźadne z zaprezentowanych wydarzeĹ nie zmienia oglÄ
du sytuacji. Nic bowiem w zasadzie siÄ nie zmienia. Śli pozostajÄ
zĹymi, dobrzy dobrymi, jedni wygrali, drudzy przegrali. KtoĹ przeĹźyĹ, a ktoĹ nie. KtoĹ pieniÄ
dze zachowaĹ, a inni zostali z niczym. I co z tego? Ĺťeby miaĹo to jakikolwiek sens, bohaterowie musieliby dla nas cokolwiek znaczyÄ. ByÄ kimĹ wiÄcej niĹź figurÄ
"gangstera", "zdrajcy", "ofiary" czy "niegodziwca". KimĹ, kto jakkolwiek przypomina czĹowieka. A Ĺźeby mĂłgĹ za takiego byÄ wziÄty, musi zachowywaÄ siÄ w najmniejszym choÄby stopniu sensownie. Na przykĹad, gdy ucieka od ludzi, ktĂłrzy groĹźÄ
mu ĹmierciÄ
, nie powinien do nich wracaÄ, by zabandaĹźowaÄ sobie stopÄ. Albo nie powinien wypijaÄ poĹowy szklanki czystej whisky podanej przez mÄĹźczyznÄ, ktĂłrego niedawno wsadziĹ za kraty. Albo â wreszcie â nie powinien "poĹźyczaÄ" dziesiÄ
tek milionĂłw zĹotych od swojego szefa z nadziejÄ
, Ĺźe bonzo siÄ nie zorientuje (suprise, suprise: zorientowaĹ siÄ). Zatem byÄ moĹźe dobrym pomysĹem byĹoby, tak przynajmniej na razie, porzuciÄ tak wielkie ambicje, odĹoĹźyÄ na bok â choÄby na moment â wyjÄ
tkowo wymagajÄ
ce konwencje fabularne i pozostawiÄ w spokoju najwiÄkszych twĂłrcĂłw w historii kina. I zamiast tego skupiÄ siÄ na czymĹ prostszym, mniej wymagajÄ
cym, moĹźe nawet urÄ
gajÄ
cym poziomowi talentu. Na przykĹad â elementarnej logice. Tymczasem to wĹaĹnie ona wydaje siÄ najwiÄkszym nieprzyjacielem twĂłrcĂłw tego filmu.Â