Właściciel psów, które miały zagryźć rowerzystę, żąda uniewinnienia. Zadowoli się też dozorem elektronicznym
Sąd kolejnej instancji zajął się sprawą śmierci rowerzysty, który jak wynika z materiału dowodowego, został zagryziony przez psy. Właściciel zwierząt, choć początkowo przyznał się do winy, obecnie walczy o uchylenie wyroku.
Przed Sądem Okręgowym w Lublinie rozpoczął się ponowny proces w głośnej sprawie zagryzienia przez psy mężczyzny. Chodzi o zdarzenie z lipca 2022 roku, kiedy to w miejscowości Skarbiciesz w powiecie lubartowskim dwa owczarki belgijskie miały zaatakować rowerzystę. Ich właściciel, Jerzy B., został oskarżony o bezpośrednie narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Mowa tu o niedopilnowaniu psów poprzez niezastosowanie odpowiednich zabezpieczeń, uniemożliwiających wydostanie się im poza teren nieruchomości. Do tego dochodzi brak działań zmierzających do zażegnania niebezpieczeństwa, a więc poszukiwania psów, czego skutkiem była śmierć 48-letniego mieszkańca Składowa – Mariusza K.
W trakcie śledztwa mężczyzna przyznał się do winy, złożył też wyjaśnienia. Tłumaczył, że kupił owczarki dziewięć miesięcy przed zdarzeniem, aby pilnowały posiadanej przez niego działki w miejscowości Krępa, gdzie przechowywał maszyny rolnicze. Zapewniał, iż zwierzęta samodzielnie wydostały się z posesji, po czym oddaliły się w nieznanym kierunku. Miał też podejmować próby ich odnalezienia, jednak nie przyniosły one skutku.
Przed Sądem Rejonowym w Lubartowie, gdzie odbywał się proces mężczyzny, Jerzy B. jednak mówił już zupełnie co innego. Przede wszystkim nie przyznał się do zarzucanego mu czynu wskazując, że nie wie, czy to jego psy zagryzły Mariusza K. Kiedy sędzia wskazała, że w treści żołądkowej jednego z psów znaleziono DNA ofiary wytłumaczył ten fakt tym, iż psy mogły „polizać” Mariusza K. już po jego śmierci. Dodał, że jego psy nie były agresywne, nigdy nikogo nie atakowały, do tego były przyjazne wobec ludzi, więc to jakaś inna zwierzyna musiała zagryźć 48-latka.
Sędzia nie dał jednak wiary oskarżonemu wskazując, że materiał dowodowy nie pozostawia żadnych wątpliwości. Chodzi o to, iż mężczyzna nie sprostał obowiązkowi opieki nad psami. Wbrew zapewnieniom, zwierzęta przejawiały zachowania agresywne wobec ludzi, a ogrodzenie posesji znajdowało się w takim stanie, iż psy mogły wydostawać się na zewnątrz. W związku z tym w czerwcu ub. roku Jerzy B. został skazany na karę trzech lat bezwzględnego pozbawienia wolności.
Adwokat mężczyzny nie zgodził się z orzeczeniem i zaskarżył wyrok. W uzasadnieniu wskazał m.in. że jest szereg przesłanek, co do niewinności jego klienta. Przede wszystkim nie zgadza się z tym, że to psy Jerzego B. zagryzły 48-latka, gdyż równie dobrze mogły tego dokonać inne zwierzęta, a psy ugryźć już nieżywego człowieka. Zwłaszcza, że jak zaznacza, nie wykazywały one żadnej agresji. Dlatego też domaga się uniewinnienia oskarżonego, ewentualnie wydania decyzji o warunkowym zawieszeniu kary, bądź też jej zamianie na dozór elektroniczny.
Nie zgadza się z tym prokuratura tłumacząc, iż materiał dowodowy nie pozostawia żadnych wątpliwości, a podnoszone przez obronę sugestie są jedynie wybiórcze, zaś zupełnie zostały pominięte te, niekorzystne dla oskarżonego. Wyrok w tej sprawie ma zapaść 13 lutego.