Nowe rozdanie

Rekordowy, liczący aż 24 wyścigi sezon Formuły 1 dobiegł końca. Ostatnie rozstrzygnięcia zapadły w świetle reflektorów na efektownym torze w Abu Zabi, chociaż mistrz świata wśród kierowców został wyłoniony już trzy rundy przed końcem zmagań. Max Verstappen wywalczył czwarty kolejny laur, lecz tym razem musiał wspiąć się na wyżyny swoich wybitnych umiejętności. Po prawie dwóch […]

Jan 19, 2025 - 18:36
Nowe rozdanie

Rekordowy, liczący aż 24 wyścigi sezon Formuły 1 dobiegł końca. Ostatnie rozstrzygnięcia zapadły w świetle reflektorów na efektownym torze w Abu Zabi, chociaż mistrz świata wśród kierowców został wyłoniony już trzy rundy przed końcem zmagań. Max Verstappen wywalczył czwarty kolejny laur, lecz tym razem musiał wspiąć się na wyżyny swoich wybitnych umiejętności. Po prawie dwóch latach bezwzględnej dominacji jego zespół został strącony z piedestału – Red Bull musiał uznać wyższość McLarena i Ferrari, a swoje chwile chwały w sezonie 2024 miał także Mercedes.

– Cieszę się, że jest już po wszystkim – mówił Verstappen, szósty na mecie w Grand Prix Abu Zabi. W statystykach wszech czasów zrównał się pod względem liczby mistrzowskich tytułów z Alainem Prostem i Sebastianem Vettelem, dystansując takie sławy, jak Ayrton Senna, Niki Lauda czy Nelson Piquet, ojciec partnerki Maksa. – To zabawne. Do tej pory był remis, po trzy. Teraz ja mam przewagę! Oczywiście on nie przywiązuje do tego żadnej wagi, ale kiedy spotkałem go po raz pierwszy, nie miałem nic – żartował Verstappen przed finałem sezonu. Czwarty kolejny tytuł oraz zakończenie trudnej dla niego kampanii nie były jedynymi radosnymi informacjami – przed wyścigiem w Abu Zabi Max i jego partnerka Kelly Piquet ogłosili, że spodziewają się dziecka. Ich potomek za sprawą ojca i dziadka będzie miał w rodzinie co najmniej siedem tytułów mistrzowskich w Formule 1…

Pytanie, czy właśnie na siedmiu się nie skończy. Sezon 2024 pokazał, że mistrzowska machina Red Bulla zaczyna się zacinać. Właściwie tylko geniuszowi i uporowi Verstappena zawdzięczają nie tylko mistrzostwo wśród kierowców, ale także miejsce w pierwszej trójce klasyfikacji konstruktorów. Wszak drugi kierowca ekipy, Sergio Pérez, jako jedyny z grona ośmiu zawodników czterech czołowych ekip nie wygrał ani jednego wyścigu – pozostali triumfowali co najmniej po dwa razy – a wyjąwszy pierwsze sześć rund sezonu, zdobył zaledwie… 49 punktów, czyli mniej niż warte są dwa zwycięstwa. Przez te osiemnaście Grand Prix ani razu nie dojechał do mety w pierwszej piątce. Nic dziwnego, że mimo ważnego kontraktu z Red Bullem na sezon 2025, nazajutrz po GP Abu Zabi kierownictwo zespołu miało poważnie przedyskutować wspólną przyszłość, z oczywistym zamiarem wcześniejszego rozwiązania umowy.

Problemy Red Bulla rozpoczęły się jeszcze zimą, gdy szef ekipy Christian Horner musiał mierzyć się z odrzuconymi ostatecznie oskarżeniami o molestowanie podwładnej. W obozie mistrzów świata toczyła się walka o władzę i wpływy – co prawda Horner i szara eminencja Red Bulla, doktor Helmut Marko, trwają na stanowiskach i wspólnie zarządzają zespołem, ale w tej współpracy nie brakuje zgrzytów. Z ekipą żegnają się także kluczowi pracownicy, jak geniusz deski kreślarskiej Adrian Newey. Horner zarzekał się, że zmiany kadrowe nie mają żadnego wpływu na działanie i skuteczność ekipy, lecz fakty i bilans punktowy temu przeczą. Ku radości kibiców, spragnionych ostrej rywalizacji o laury…

Poprzedni sezon upłynął im na zastanawianiu się, z jaką przewagą Red Bull zwycięży w kolejnym wyścigu – wszak oddali rywalom tylko jedną spośród 23 rund, wygrane przez Carlosa Sainza z Ferrari zawody w Singapurze, a Verstappen ustanowił nowy rekord 19 wygranych w sezonie, w tym aż dziesięciu kolejnych. Tym razem fani mogli nawet zwątpić, czy Maksowi uda się obronić tytuł. Odrodzony McLaren, pomijając słabsze pierwsze rundy sezonu, stał się groźnym rywalem. Szybki, regularny samochód w rękach Lando Norrisa i Oscara Piastriego dawał nadzieję temu pierwszemu na dopadnięcie Verstappena, lecz poza stratami punktowymi z inauguracyjnych wyścigów, po stronie kierowcy oraz zespołu przytrafiało się zbyt wiele błędów, by skutecznie zagrozić urzędującemu mistrzowi. Ten z kolei wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję, by zgarnąć jak najwięcej punktów. Szczególnie trudna była druga część sezonu – od czerwcowego wyścigu w Hiszpanii zawodnik Red Bulla nie był w stanie wrócić na najwyższy stopień podium. Na jego szczęście konkurenci nie byli w stanie stworzyć regularnego zagrożenia – McLaren, Ferrari i Mercedes wymieniały się zwycięstwami, a w obozie najgroźniejszych konkurentów, czyli McLarena, kierownictwo przez długi czas nie potrafiło podjąć trudnej, lecz koniecznej w wyścigowej walce decyzji: o postawieniu na jednego ze swoich kierowców i zobowiązanie tego drugiego, by za wszelką cenę pomagał liderowi ekipy. Pierwszy taki ruch wykonali dopiero w Brazylii, cztery wyścigi przed końcem zmagań. Wówczas Piastri oddał Norrisowi zwycięstwo w sobotnim sprincie, lecz już następnego dnia Verstappen pozbawił rywali jakichkolwiek złudzeń. Ruszał dopiero z siedemnastego pola, ale na mokrej nawierzchni popisał się niesamowitym wyścigowym kunsztem. Znajdował przyczepność pod kołami tam, gdzie inni bali się jej szukać, i wpadł na metę pół minuty przed startującym z pierwszego pola Norrisem – który był dopiero szósty. Po dziesięciu wyścigach bez zwycięstwa wrócił na najwyższy stopień podium, a już w kolejnym starciu przypieczętował mistrzowski tytuł, wystarczyła mu piąta lokata w Las Vegas.

Na osłodę McLaren zgarnął pierwszy od 26 lat tytuł w klasyfikacji konstruktorów – kiedy tej sztuki dokonywali Mika Häkkinen i David Coulthard, obecnych kierowców ekipy z Woking nie było jeszcze na świecie. Pokonane w tym boju Ferrari cieszy się postępami i pokonaniem Red Bulla – tam z Pérezem w składzie nie dało się wywalczyć nic więcej. Mogło być zresztą gorzej, bo tylko zgromadzony przez pierwsze sześć wyścigów kapitał umożliwił utrzymanie się przed Mercedesem.

Wiele epizodów z sezonu 2024 na długo zapadnie w pamięci kibiców. Charles Leclerc wreszcie uporał się z klątwą wyścigu w ojczyźnie i wygrał na ulicach Monako, dorzucając później triumf w domowej rundzie Ferrari, na włoskiej Monzy, a także zwycięstwo w Austin. Jego zespołowy partner Carlos Sainz pożegnał się ze Scuderią wygranymi w Australii i Meksyku, zajmujący jego miejsce w przyszłym sezonie Lewis Hamilton wyśrubował parę rekordów – na Silverstone zgarnął dziewiąty triumf na tym samym torze, a w Belgii przekręcił licznik zwycięstw w Grand Prix na 105. Pierwsze wygrane w królowej motorsportu zgarnął Piastri, najwyższy stopień podium odwiedzał także George Russell, a Norris z czterema triumfami udowodnił sam sobie, że potrafi wykorzystywać odpowiedni sprzęt.

Fani ekscytowali się także licznymi kontrowersjami. Ostre starcia Verstappena i Norrisa na torze kończyły się wzbudzającymi mieszane komentarze karami, czołowe zespoły wzajemnie obrzucały się oskarżeniami o naruszanie regulaminów technicznych w walce o ułamki sekund, Verstappen i Leclerc podpadali władzom sportu za niecenzuralne słowa na konferencjach prasowych, a pod koniec sezonu w słowne przepychanki uwikłali się Russell i Verstappen – mistrz świata oskarżył konkurenta o dwulicowe zachowanie podczas przesłuchań u sędziów, a w rewanżu usłyszał, iż sam od lat zastrasza rywali na torze i nie radzi sobie z przeciwnościami.

Okoliczności, w jakich Verstappen wywalczył swój czwarty tytuł, zdają się jednak przeczyć takim stwierdzeniom. Słabszym samochodem dowiózł prowadzenie do końca zmagań, wbijając jeszcze szpilę na pożegnanie. Czy gdyby jeździł w McLarenie, to też zdobyłby tytuł? – Tak, nawet jeszcze wcześniej. W Ferrari? Chyba podobnie. W Mercedesie byłoby trudniej.

A czy jego zdaniem inny zawodnik wywalczyłby mistrzostwo świata za kierownicą Red Bulla? – Możecie się zakładać. Życzę powodzenia…

To, czy uda mu się kolejny raz obronić tytuł – prawdopodobnie z nowym zespołowym kolegą u boku, przeciwko rozpędzonemu McLarenowi czy ekipie Ferrari z Hamiltonem w składzie – pozostaje jednak kwestią otwartą.

ARTYKUŁ OPUBLIKOWANY W DZIENNIKU „RZECZPOSPOLITA”