Robert mitolog, Eggers bajarz / Nosferatu

Scena otwierająca "Nosferatu" to zarazem tzw. flashback i zapowiedź dramatycznego końca. Anonimowa niewiasta (później poznamy ją jako Ellen Hutter – w tej roli Lily-Rose Depp) zwraca się w modlitwie do sił nieczystych z prośbą, by zaspokoiły jej pragnienia. Kiedy na jej jeszcze niezmącone grzechem lico spływają łzy rozpaczy,  Rose-Depp przypomina połączenie Keiry Knightley z Marią Falconetti

Jan 15, 2025 - 14:39
Robert mitolog, Eggers bajarz / Nosferatu
Scena otwierająca "Nosferatu" to zarazem tzw. flashback i zapowiedĹş dramatycznego końca. Anonimowa niewiasta (później poznamy ją jako Ellen Hutter – w tej roli Lily-Rose Depp) zwraca się w modlitwie do sił nieczystych z prośbą, by zaspokoiły jej pragnienia. Kiedy na jej jeszcze niezmącone grzechem lico spływają łzy rozpaczy,  Rose-Depp przypomina połączenie Keiry Knightley z Marią Falconetti (gwiazdą "Męczeństwa Joanny d’Arc" Carla Theodora Dreyera z 1928 roku). Jej oczy takĹźe mają w sobie ukrytą tajemnicę, co w ułamku sekundy hipnotyzuje widzĂłw. Młoda kobieta przypomina w tej scenie figurę Matki Boskiej. JuĹź za chwilę jednak nie będzie taka święta. To jej pierwszy (ale nie ostatni) kontakt z demonicznym Orlokiem (Bill SkarsgĂĽrd). Ellen u Roberta Eggersa nie jest pokrzywdzoną damą w opresji, papierową uczestniczką zdarzeń popychaną do przodu przez narrację. Wręcz przeciwnie: staje się centralną postacią tej opowieści. JuĹź na starcie dowiadujemy się, Ĺźe to właśnie ona będzie odpowiedzialna za sprowadzenie zła do niemieckiego miasteczka Wisborg. Wygląda na to, Ĺźe to nie ten sam "Nosferatu", do ktĂłrego się przyzwyczailiśmy. W najnowszym dziele Eggersa znikamy niczym wiatr w ciemnościach: na dwie godziny zostajemy pochłonięci przez mrok horroru i zastanawiamy się, dokąd zmierza ta twĂłrcza reinterpretacja dzieła F.W. Murnau z 1922 roku.  "Nosferatu" to film-pokusa dla twĂłrcĂłw; oryginalna wersja uznawana jest za wybitne osiągniecie w historii kina, a tylko jednemu reĹźyserowi – legendarnemu Wernerowi Herzogowi – udało się w przekonujący sposĂłb nakręcić remake w 1979 roku. Co pomogło niemieckiemu twĂłrcy? Prawdopodobnie jego nieprzewidywalny umysł oraz pomysł na to, aby zaproponować zupełnie nowe zakończenie, dzięki czemu stworzył dzieło duchowo podobne do oryginału, ale i niejako odrębne. Eggers natomiast rĂłwnowaĹźy swĂłj reĹźyserski styl (wraca ruchliwa kamera i nacisk na śledzenie postaci) z hołdem dla oryginału; fabuła praktycznie pozostaje ta sama, choć róşni się sposĂłb, w jaki moĹźemy ją odczytywać. Amerykański wizjoner opowiadał juĹź o czarownicach, morskich wilkach i wikingach, za kaĹźdym razem głęboko zakorzeniając się w mitologię i konteksty związane z obranymi motywami przewodnimi. Tu jest podobnie – w "Nosferatu" reĹźyser "Lighthouse" i "Wikinga" raz jeszcze przypomina mitologa, ktĂłry odkopuje pradawne opowieści i bada je przy uĹźyciu współczesnych narzędzi. Sporą rolę odgrywają u niego wierzenia mieszkańcĂłw. Jedni, XIX-wieczni Romowie mieszkający w pobliĹźu zamku Orloka, bezpieczeństwo wioski opłacają daniną w postaci Ĺźywej dziewicy. Niehumanitarny pragmatyzm, ale działa. PrzeraĹźenie wpływa na nich stymulująco: wiedzą, Ĺźe z czortem nie ma Ĺźadnych ĹźartĂłw. Drudzy, niby światli miastowi, zawierzają wszystko Bogu, ktĂłry – w obliczy zła totalnego – nie raczy się zjawić.  Pojawiają się teĹź liczne nawiązania do Biblii. Takim Niewiernym Tomaszem będzie Friedrich Harding (Aaron Taylor-Johnson), prosty biznesmen, ktĂłrego zaczyna przerastać otaczający terror, choć jego "męska logika" nakazuje mu uparcie wierzyć, Ĺźe demony są jedynie wytworem wyobraĹşni samej Ellen. Mamy rĂłwnieĹź postać mesjasza-proroka, wesołkowatego Profesora von Franza (godna Oscara rola Willema Dafoe). Ten głosi wiedzę przekazaną mu w książkach, nawet jeśli kluczy i do końca nie wie, w jaki sposĂłb mĂłgłby wykorzystać ją do walki z zagroĹźeniem. Natomiast prędzej czy później opoką Wisborga stanie się nasza Ellen, ktĂłra, odziana w Ĺźałobny kostium z XIX-wieczną czapką (ang. bonnet), zacznie – powtĂłrzę – przypominać Matkę Boską z bizantyńskiej ikony. Albo inną, mroczniejszą świętą z pradawnych wierzeń, nijak mającą się do biblijnych przypowieści.   Niemniej Eggers to takĹźe bajarz, dzielący się nadmiarem wyobraĹşni i mający tupet, aby na nowo rozpisać klasyczny scenariusz Henrika Galeena w oparciu o swoją autorską wykładnię. Dla Eggersa bardziej niĹź krew interesująca wydaje się pasja, a ta staje się natchnieniem zarĂłwno dla zakochanego Orloka, jak i Ellen oraz jej drugiej połówki, Thomasa (Nicholas Hoult). Dynamika ich intymnych roszad w pakiecie 2+1 coraz bardziej przypomina ociekający pożądaniem mĂŠnage Ă  trois. Dla fanĂłw oryginału "Nosferatu" moĹźe wydać się rzeczą wręcz świętokradczą, nawet jeśli rozmawiamy o produkcji z okultystycznym zacięciem.  Dla reĹźysera nawet Thomas, "dobry" mąż Ellen wyruszający w podróş do zamku, nie zasługuje na pierwszy plan tej historii. Ba, Eggers ma go za skończonego idiotę. Ellen ciągle powtarza mu, aby nie jechał, choć ten mĂłwi jej, Ĺźe robi to dla niej i ich przyszłości (gaslighting pełną gębą) – właśnie tak, wizja pieniądza kompletnie zamgliła mu trzeĹşwe myślenie. W oryginale zapominamy teĹź (o czym przypomina nam Eggers), Ĺźe ta 6-tygodniowa podróş to niebezpieczna wyprawa ku nieznanemu; na kaĹźdym kroku ktoś mĂłwi Thomasowi, aby zawrĂłcił, choć ten wciąż nie daje za wygraną. Houltowski mensch tak naprawdę nie ma w sobie nic z superbohatera: Thomas w egoistyczny sposĂłb naraĹźa swoje Ĺźycie i małżeńską idyllę. WĂłwczas Ellen prosi, aby codziennie się odzywał i pisał do niej listy. UwaĹźny widz juĹź wie: Thomas nie napisze Ĺźadnego. Te drobne niuanse to naboje do strzelby Czechowa, ktĂłre w pewnym momencie w końcu wypalą. 
 Główny bohater zostaje zdegradowany do roli chłopczyka, ktĂłry będzie musiał się jeszcze wiele nauczyć; w nowym "Nosferatu" Thomas to raczej słaby, niepotrafiący słuchać partner, a jego naiwne działania popychają destrukcyjne kamienie domina do przodu. Czy Thomas obudzi się wystarczająco wcześnie, aby naprawić dokonane przez siebie szkody? Czas pokaĹźe. Niemniej pseudoprotagonista Houlta jawi się jako pionek na szachowej planszy, przy ktĂłrej siedzą Ellen z Orlokiem, rozprawiając, co realnie ich (po)łączy(ło).   Przy okazji Eggers powiela hollywoodzką kliszę o świetle słonecznym: dla Orloka – w filmie Murnaua – było ono śmiertelne (w oryginalnej powieści Brama Stokera słońce nie groziło Drakuli). Ten motyw słuĹźył wĂłwczas jako deus ex machina skrojona pod Ellen z 1922 roku, dziewczynę poświęcającą się dla "wyĹźszego dobra". Tutaj będzie nieco inaczej – o tym, czy i w jaki sposĂłb Orloka dosięgną słonecznie promienie, zadecyduje coś więcej niĹź pusta dobroć serca. Ponad sto lat temu finał wynikał z prawych intencji kobiety-ofiary, oddającej własne Ĺźycie dla innych mężczyzn, choć to oni sprowadzili na nią ten wyrok. Ellen w interpretacji Depp, wprawdzie Ĺźyjąca w XIX-wieku, widzi więcej niĹź niejedna współczesna kobieta. Na jej poświęcenie będzie trzeba sobie zasłuĹźyć – dlatego do samego końca nie jesteśmy pewni, co postanowi.   Strach zaś nie ma tu swojego ĹşrĂłdła w filmowym wyobraĹźeniu wampirycznego horroru. Eggers, zakochany w greckiej etymologii słowa "nosferatu", czyli nosophoros (ang. disease-bearing, w wolnym tłumaczeniu np. "nosiciel zarazy"), proponuje nam naturalistyczną brzydotę w stylu full frontal. Eggersowski Orlok nie przypomina wersji Maxa Schrecka i Klausa Kinskiego: czaszka nie zostanie specjalnie "wydłuĹźona", uszy nie będą spiczaste, a kły nie okażą się aĹź tak zaostrzone. Eggers bawi się z naszymi oczekiwaniami co do wyglądu Orloka, przypominając, Ĺźe to, co najbardziej przeraĹźające, wizualnie nie musi kojarzyć się z jakąś tandetną wizją straszydła. MoĹźe być takĹźe człowiecze, ludzkie i bliskie nam samym.  U Eggersa Nosferatu (Bill SkarsgĂĽrd w duchu Pennywise’a) to gnuśny lord, hetman z uniwersum Pana Wołodyjowskiego (a dla cynikĂłw: zombie-Piłsudski), ktĂłrego lecznicze właściwości – przedłuĹźające jego jestestwo – nie mają w sobie Ĺźadnych estetycznych usprawnień. Jego naga surowość i zgnilizna – opatulająca ciało Orloka, powstała z martwicy skĂłry i widocznych organĂłw wewnętrznych – staje się głównym ĹşrĂłdłem tej anemicznej cery. Blada skĂłra nie jest juĹź wyłącznie łopatologicznym wyznacznikiem tego, Ĺźe "Orlok to Orlok", zły hrabia-wampir wyróşniający się wśrĂłd całej reszty śmiertelnikĂłw (taki zabieg mogliśmy zobaczyć później u Roberta Pattinsona w "Zmierzchu"). Wraca teĹź złowrogi cień Hrabiego, tym razem w wersji makro, a nie mikro (więcej nie zdradzę, warto przekonać się na własnej skĂłrze!). Do tego nawet i decyzja o krĂłtkim pobycie Thomasa w opuszczonym zamku (akcja prędko przechodzi z powrotem do miasteczka) zdaje się trafiona – to tak naprawdę ruina, w ktĂłrej nie ma nic do pokazania. Nieumarłemu do Ĺźycia (ha!) potrzeba tylko trumny i nieco krwi. Zatem szkoda czasu ekranowego, skupmy się na tym, co w "Nosferatu" istotne, czyli na zderzeniu kobiecej namiętności z siłą od dawna oziębłą i znieczuloną. Amor fati ("kochaj swĂłj los"), zdaje się wykrzykiwać twarz Lily-Rose Depp, nawet jeśli jej Ellen rzadko kiedy milczy (co w samo sobie brzmi jak celowy zabieg – wersja z 1922 to film niemy). Ze sceny na scenę nasza (anty)bohaterka odzyskuje swoją sprawczość i to ona będzie prowadzić z Orlokiem rozgrywkę o pasję, śmierć i Ĺźycie. Kibicujemy jej, bo w świecie, w ktĂłrym nawet ucieleśnienie diabła okaĹźe się represyjnym tyranem, Ellen nie będzie jedynie pustym symbolem dobra i ponadprzeciętnego piękna. Stanie się czymś więcej – istotą wyzwoloną z koszmaru, z ktĂłrego w teorii nie da się wybudzić.Â