Putin, antychryst i Vegopsychodelia / Putin

Wydawało się, że po ostatnim "Pitbullu" (2021) – gdzie Gebels (Andrzej Grabowski) zmienia się w kogoś w rodzaju świeckiego Jehowy, zsyłającego współczesne odpowiedniki egipskich plag na gangusa o wyjątkowo zatwardziałym sercu – Patrykowi Vedze trudno będzie nakręcić coś podobnie dziwnego. Na tle "Putina" "Pitbull" sprzed czterech lat jest jednak filmem wyjątkowo mocno trzymającym się ziemi.

Jan 14, 2025 - 17:38
Putin, antychryst i Vegopsychodelia / Putin
Wydawało się, Ĺźe po ostatnim "Pitbullu" (2021) – gdzie Gebels (Andrzej Grabowski) zmienia się w kogoś w rodzaju świeckiego Jehowy, zsyłającego współczesne odpowiedniki egipskich plag na gangusa o wyjątkowo zatwardziałym sercu – Patrykowi Vedze trudno będzie nakręcić coś podobnie dziwnego. Na tle "Putina" "Pitbull" sprzed czterech lat jest jednak filmem wyjątkowo mocno trzymającym się ziemi. "Putin" Vegi nie jest bowiem kinem politycznym, ale apokaliptycznym. MĂłwi nie tyle o najnowszej historii Rosji, co o końcu czasĂłw i roli osobowego, nadprzyrodzonego zła w historii; czy mĂłwiąc wprost: diabła. Putinowi na jego drodze na szczyty władzy dosłownie towarzyszą w filmie biesy. Jeden z nich przybiera postać zmarłego w dzieciństwie przyjaciela rosyjskiego polityka. Ta diabelska figura "inscenizuje" szczęśliwe zbiegi okoliczności, dzięki ktĂłrym Putin pnie się na szczyt. Podpowiada mu, co ma robić w chwilach decydujących o jego politycznej przyszłości. Podpowiada nawet kwestie, jakie wypowiada rosyjski polityk.  Im bliĹźej współczesności, tym rzadziej Putin sam zabiera głos, tym bardziej staje się marionetką w rękach diabelskich sił, naczyniem, przez ktĂłre w świat wlewa się zło. A jednocześnie miota się, prĂłbuje rwać piekielne więzy, walczy o ocalenie swojej duszy. Ostatecznie film zupełnie serio stawia pytanie "czy Putin moĹźe być zbawiony?", a obok diabła pojawia się chrystusowa figura. Wszystko to jak zwykle u Vegi jest narracyjnie chaotyczne i poszatkowane. MontaĹźem rządzi zasada kumulowania sensacji i okropieństw. Przy tym zwyczajowy styl Vegi ulega tu czemuś w rodzaju psychodeliczno-onirycznego odkształcenia. Mamy wiele ujęć z Ĺźabiej perspektywy i inne deformacje kadru, kamerę patrzącą na akcję z pozaludzkiej punktu widzenia, poetykę sennego koszmaru, sceny wizyjne, wyprawy w rejony kojarzące się z surrealizmem. Czarno-biała sekwencja w zonie powstałej po wybuchu w Czarnobylu wygląda, jakby Vega chciał stanąć w szranki ze "Stalkerem" albo Ăłsmym odcinkiem trzeciego sezonu "Twin Peaks" – gdzie akcje serialu nagle się urywa, a widz zostaje skonfrontowany z czystym filmowym koszmarem, hipnotyzująco pięknym w swojej nieprzejrzystości. Niestety, tam gdzie Tarkowski i Lynch osiągają genialne efekty, Vedze wychodzi to, co zwykle. Całość wygląda tak, jakby ktoś dał sztucznej inteligencji zadanie: pokaĹź mi, jak wyglądałby film Vegi o Putinie, gdyby był tripem po ayahuasce.  W tym wszystkim ginie zupełnie historia Rosji ostatnich kilkudziesięciu lat: rozpad Związku Radzieckiego, bandyckie i chaotyczne – a przy tym przynoszące wolność, jaką Rosja znała wcześniej tylko w okresie między rewolucją 1905 roku a pierwszą wojną światową – lata 90. czy sam putinizm jako system wykuwający się w ciągu ćwierćwiecza władzy rosyjskiego prezydenta. Rosja zostaje zredukowana do kilku stereotypĂłw: dzieci pijące wĂłdkę na ulicach Leningradu, wyglądającego jakby panowała tam wieczna zima; pijany Jelcyn przysypiający na podłodze swojego gabinetu; ropuchowaci oligarchowie rozkradający kraj objadający się kawiorem w towarzystwie pięknych kobiet. Rosyjskie społeczeństwo okazuje się zaś całkowicie bezradne i bierne wobec uskutecznianej przez diabelskie siły, wprowadzanej w Ĺźycie przez Putina i jego otoczenie intrygi. Ĺťeby była jasność: nie bronię Vedze patrzenia na Putina i najnowszą historię Rosji z religijnej perspektywy, choć wyjaśnianie współczesnej sytuacji tego kraju przez działanie diabelskich sił od początku budzi mĂłj najgłębszy sceptycyzm. Problem w tym, Ĺźe Vedze wychodzi z tego religijny kicz, przy ktĂłrym nawet "Pasja" Mela Gibsona moĹźe uchodzić za przykład wielkiej duchowej i artystycznej kultury. Ostatecznie "Putin", zamiast uprawomocniać religijne spojrzenie na najnowszą historię, ośmiesza ją – chyba nie o to reĹźyserowi chodziło. Â