Nie odchudzaj, tylko lecz
Według statystyk lekarskich nie ma problemu. Tymczasem eksperci i chorzy twierdzą wprost przeciwnie: jest bardzo źle, a jeśli nic się nie zmieni w postrzeganiu i leczeniu otyłości, będzie jeszcze gorzej.
Idziemy zdemaskować otyłość – mówi moja bohaterka w drodze do parku. Wchodzimy od strony ulicy Zgody, blisko piaseczyńskiego rynku. Park Książąt Mazowieckich, zwany częściej parkiem miejskim, jest ważny dla idącej koło mnie Katarzyny Głowińskiej, prezeski Fundacji na rzecz Leczenia Otyłości (FLO). Piaszczysta ścieżka prowadzi nas nad staw. W dali pomiędzy drzewami widać rzeźbę dzików. Za stawem rzeka Perełka. – Tych alejek wcześniej tutaj nie było. Jest nowa infrastruktura: więcej ławek, leżaki, siłownia, plac zabaw, boiska, no i rzeźby zwierząt. – Kasia wskazuje okolice pergoli. – Lubię tu przychodzić. Zresztą zawsze lubiłam.
Pokazuje mi nagranie z wyjścia do parku wiosną 2019 roku, niemal rok po tym, jak przeszła operację bariatryczną. Na filmiku idzie jedną z alejek. Utyka, w prawej ręce trzyma kulę. Co prawda, wtedy zrzuciła już 55 kilogramów i utrzymywała wagę 103–104 kilogramy, ale jeszcze czekała ją operacja stawu biodrowego – jego uszkodzenie było najpewniej powikłaniem otyłości. Stąd kula. Na filmiku Kasia utyka, ale się uśmiecha. Ubranie pasuje do nastroju – biała koszulka, łososiowe bolerko, czarno-różowy plecak, czarne spodnie w białe kwiaty i białe buty. Poza kadrem kroczy jej chłopak Piotrek, to on nagrywa Kasię. Na drugim filmiku z tego samego dnia Kasia stoi na urządzeniu nazwanym biegaczem i macha nogami. Śmieje się i żartuje ze swoim partnerem.
Katarzyna Głowińska jest chora na otyłość. Obecnie waży 117 kilogramów przy 164 centymetrach wzrostu i zdaje sobie sprawę, że otyłość to choroba nie tylko przewlekła, ale i nawrotowa. Kasia należy do 9 milionów dorosłych Polaków (szacunki Najwyższej Izby Kontroli dotyczące 2022 roku) zmagających się z tą chorobą. To około 25 procent społeczeństwa, ale te liczby stale rosną. Prognozy Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) wskazują, że w 2035 roku osób zmagających się z otyłością będzie ponad 35 procent wśród dorosłych Polaków i ponad 25 procent wśród dorosłych Polek. Według raportu Kliniki HoliHolistycznie o problemie otyłości w Polsceaż 60 procent Polaków zmagających się z tą chorobą uznaje ten stan za efekt własnych zaniedbań.
Już ponad 50 lat temu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wpisała otyłość do Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych, współcześnie ma ona kod E66. A skoro to choroba, to należy ją leczyć. Choć jak 22 maja 2024 roku mówił w Senacie wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny na otwarciu wystawyNie oceniaj mnie! To nie moja wina.#ChorujęNaOtyłość: – Otyłość wymaga leczenia, ale również wymaga profilaktyki. (…) Brak [wśród Polaków – przyp. B.S.] nawyków zarówno żywieniowych, jak i behawioralnych [na przykład regularnej aktywności fizycznej – przyp. B.S.], aby zapobiegać tej chorobie.
Ja jednak w tym tekście nie będę pisać o profilaktyce.
Są różne definicje otyłości. – Niektórzy definiują ją jako nagromadzenie nadmiernej ilości tkanki tłuszczowej. Inni mówią, że jest to zaburzenie bilansu energetycznego w zakresie wydatkowania. A my, lekarze zrzeszeni w Polskim Towarzystwie Leczenia Otyłości, mocno podkreślamy, że to są wszystko objawy – mówi profesor Paweł Bogdański, kierownik Katedry i Zakładu Leczenia Otyłości, Zaburzeń Metabolicznych oraz Dietetyki Klinicznej Uniwersytetu Medycznego imienia Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. I tłumaczy, w czym rzecz. – Przyczyna leży w zaburzonej homeostazie energetycznej organizmu [inaczej w braku równowagi między energią dostarczaną do organizmu a wydatkowaną – przyp. B.S.]. Ta homeostaza jest wieloczynnikowa, uczestniczy w niej wiele ośrodków: i ośrodek głodu, i sytości, i nagrody. Jeżeli zostaje ona zaburzona [na przykład nadmiernym wydzielaniem hormonu głodu, czyli greliny, o której będzie jeszcze mowa – przyp. B.S.], to organizm przestaje prawidłowo działać. I wtedy objawem tej zaburzonej homeostazy jest to, że ktoś za dużo albo niewłaściwie je.
Profesor tłumaczy, że im dłużej trwa choroba otyłości, tym bardziej nasilają się zaburzenia utrudniające skuteczną redukcję masy ciała. W trakcie leczenia i spadku masy ciała „organizm broni się” – zwiększają się stężenia i aktywność neurohormonów pobudzających ośrodek głodu, spada tych pobudzających ośrodek sytości, obniża się tempo podstawowej przemiany materii. Przy braku konsekwentnej i kompleksowej terapii dochodzi do nawrotu choroby.
– Leczymy chorobę, obniżając masę ciała i chroniąc przed jej konsekwencjami, ale na razie nie udaje nam się skutecznie „naprawić” tych zaburzeń i dysfunkcji, które leżą u podłoża choroby. Stąd nawroty – mówi profesor. I dodaje: – Jedna z moich pacjentek powiedziała, że walczymy, aby „przywrócić ustawienia fabryczne”. Na razie jeszcze tego nie potrafimy. Ale postęp naszej wiedzy na temat przyczyn rozwoju otyłości i zaburzonych mechanizmów leżących u jej podstaw jest coraz większy. Długotrwałe, kompleksowe i efektywne leczenie być może pozwoli na „naprawienie” przynajmniej części dysfunkcji.
Profesor Bogdański wspomina też, bardzo upraszczając, o mózgu i cukrze.
Prognozy Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) wskazują, że w 2035 roku osób zmagających się z otyłością będzie ponad 35 procent wśród dorosłych Polaków i ponad 25 procent wśród dorosłych Polek.
– Ośrodek nagrody to struktura rozrzucona w kilku różnych miejscach naszego mózgu, gdzie między innymi w momentach stresu, napięcia, niepowodzenia, lęku mózg mówi: „Potrzebuję nagrody!”. W przypadku jedzenia łatwo dostępną „nagrodą” jest cukier. Według raportu NFZ z 2019 rokuCukier i otyłość – konsekwencjerocznie zjadamy 44,5 kilogramów cukru [dane za 2017 rok – przyp. red.], czyli o ponad 6 kilogramów więcej niż w 2008 roku [co prawda, spada zużycie „czystego” cukru, ale wzrasta jego występowanie w innych produktach, jak przetwory owocowe, zbożowe, produkty mleczne, napoje owocowe – przyp. red].
Musimy pamiętać jednak o tym, że cukier u chorych na otyłość wziął się z zaburzonego układu nagrody, który nadmiernie woła: „Daj mi coś!”. Czyli najpierw było zaburzenie, a dopiero później cukier, a nie odwrotnie. I to tylko fragment większej całości.
Przeczytaj też:Kopciuszek, czyli problem ze stopą. Fragment książki „Wielkie zmęczenie. Osobista historia cukrzycy typu 1” Katarzyny Kazimierowskiej
Według WHO otyłość powoduje 200 innych chorób, między innymi: metaboliczne, najczęściej cukrzycę typu 2, a także kardiologiczne i układu krążenia, ortopedyczne czy nowotwory. Niektórzy lekarze wskazują, że jest ich jeszcze więcej – 240, a nawet 270. „Jako lekarz osobiście nie znam innej choroby, która dawałaby tyle powikłań” – mówiła profesorka Lucyna Ostrowska, prezeska Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, podczas otwarcia wspomnianej wcześniej wystawy. Niestety na konferencjiOtyłość to choroba.Nie oceniaj, nie odchudzaj, tylko lecz, która odbyła się dwa dni później, 24 maja 2024 roku w Senacie, profesor Mariusz Wyleżoł, chirurg bariatra, a także kierownik Warszawskiego Centrum Kompleksowego Leczenia Otyłości i Chirurgii Bariatrycznej, przyznał, że obecnie chorzy na otyłość leczeni są paliatywnie, bo jak tłumaczył, terapia skupia się właśnie na powikłaniach, a nie na przyczynach choroby. Podał przykład:
– Jeżeli u chorego na otyłość, u którego doszło do rozwoju cukrzycy typu 2, będziemy zajmowali się li tylko i wyłącznie leczeniem cukrzycy typu 2, to prawdopodobnie za chwileczkę będziemy obserwowali rozwój nadciśnienia tętniczego, (…) rozwój zmian zwyrodnieniowych stawów.
Rady „mniej jedz i więcej się ruszaj” na niewiele się zdają w przypadku chorych na otyłość („To zalecenia średniowieczne” – mówi między innymi profesor Bogdański). Takie zalecenie wciąż często można usłyszeć w gabinecie lekarza rodzinnego, tymczasem profesor Bogdański przyznaje, że według badań, stosując tę metodę, chorzy są w stanie zrzucić zaledwie od 3 do 5 procent wyjściowej masy ciała. Jest to więc metoda nieskuteczna przy dużej liczbie nadprogramowych kilogramów. To dlatego doktorka nauk medycznych, a także senatorka obecnej kadencji Agnieszka Gorgoń-Komor mówi:
– My, lekarze, musimy nauczyć się leczyć tę chorobę.
Niedawny raportNFZ o zdrowiu – otyłość i jej konsekwencjewskazuje, że w 2023 roku wartość refundacji leczenia chorób, które są głównymi skutkami otyłości, wyniosła 6,6 miliarda złotych. Autorzy raportu zaznaczają przy tym: „Przyjmując, że otyłość nie jest jedynym powodem tych chorób, to szacuje się, że koszty leczenia wybranych chorób z powodu otyłości wynosiły w 2023 roku 3,8 miliarda złotych”. Z kolei według wspomnianego raportu NIK z lutego 2024 roku szacuje się, że w 2022 roku koszty bezpośrednie związane z otyłością w Polsce mogły stanowić ponad 9 miliardów złotych, a pośrednie (między innymi powikłania, ale też absencja w pracy) prawie 27 miliardów złotych, gdzie całkowite wydatki NFZ w tym czasie na ochronę zdrowia wyniosły 133,6 miliarda złotych.
Katarzyna Głowińska w wieku 11 lat ważyła 82 kilogramy. Była dzieckiem ruchliwym, spędzającym całe dnie z koleżankami na świeżym powietrzu. Poza tym w jej rodzinie na stole lądowało domowe jedzenie, a nie przetworzone. Co prawda mama i ciocie dobrze gotowały, a Kasia miała apetyt, ale 82 kilo? Coś od początku było nie tak.
Szukano przyczyn. W pewnym instytucie leczącym otyłość (Kasia nie chce podawać jego nazwy) lekarz ją rozebrał i zbadał, w tym okolice intymne. Głowińska do tej pory nie wie dlaczego. Nikt też jej wcześniej nie powiedział, że tak to badanie będzie wyglądać.
– To było dla mnie straszne. Pamiętam swój płacz. Dostałam tak wysokiego ciśnienia, że zostawiono mnie na tydzień w szpitalu – wspomina. Dietetyczka zaproponowała jej rygorystyczną dietę, w której porcje żywieniowe miały wielkość garstki. „Nie wytrzymałam długo. Byłam dzieckiem i nie rozumiałam, dlaczego mam sobie wszystkiego odmawiać” – pisała Kasia w jednym z tekstów opublikowanych na stronie swojej fundacji.
Jako dwunastolatka ważyła 103 kilogramy – w ciągu roku przybrała 21. Jako czternastolatka – 120 kilogramów.
– Dieta była całym moim życiem, jedynym celem. To była wręcz obsesja, żeby „schudnąć” [moja rozmówczyni tego słowa używa tylko w cudzysłowie – przyp. B.S.]. Już od szkoły podstawowej podejmowałam próby redukcji masy ciała i stosowałam różne diety. Bezskutecznie. To było odchudzanie, a dziś już wiem, że otyłości się nie odchudza, a leczy. I tak na przykład w liceum zrezygnowałam z pieczywa białego, jadłam tylko chrupkie i w ciągu pół roku ubyło mi 25 kilogramów. Miałam 104 i zaczęłam się sobie podobać. Ale niestety, nie udało mi się utrzymać tego efektu, mimo szczerych chęci – mówi.
Rady „mniej jedz i więcej się ruszaj” na niewiele się zdają w przypadku chorych na otyłość.
Wielokrotne redukcje masy ciała, jeszcze więcej wzrostów, milion diet po drodze. To wszystko rozregulowuje nasz metabolizm, prowadzi do jego spowolnienia, sprawia, że organizm przestaje prawidłowo funkcjonować. Od profesora Wyleżoła dowiaduję się o mechanizmie adaptacji metabolicznej, zachodzącej w obliczu długotrwałego ograniczenia kalorii, zgodnie z radą: „jedz mniej”. Między innymi spada tempo podstawowej przemiany materii – „możliwości spalania kalorii”. Organizm uznaje, że musi się zabezpieczyć. Tak więc paradoksalnie kolejne diety mają znaczący wpływ na rozwój otyłości.
W 2005 roku Kasia trafiła w Warszawie do kolejnego instytutu leczącego otyłość. Wszystkie osoby z nadmierną masą ciała przebywały w jednej sali, czyli zero intymności i 100 procent wstydu. Każdy po kolei wchodził na wagę, mierzył obwód brzucha centymetrem i wpisywał wymiary. Bez względu na liczbę nadprogramowych kilogramów wszyscy dostawali tę samą dietę – 1200 kilokalorii. Dziś wiemy, że dietę należy dostosować do indywidualnych potrzeb pacjenta.
W instytucie udaje jej się zredukować masę ciała o 42 kilogramy. To dużo przez trzy lata. Przyczyną redukcji była jednak nie tylko dieta, ale też przepisany przez lekarza z instytutu lek Meridia – wycofany w całej Europie już w 2010 roku, bo był niebezpieczny dla zdrowia i życia. Działał na ośrodkowy układ nerwowy, ale też na odczuwanie apetytu. Kasia na trzy miesiące przestała jeść. Pół jabłka, pół kromki chleba, pół jogurtu dziennie. Tyle wystarczało. Kryła się z tym. Nie powiedziała ani rodzinie, ani w instytucie.
– Tak byłam zafiksowana na tej wadze. Cieszyłam się, że „chudnę”! A że to było niezdrowe, to inna kwestia. Miałam wtedy 20 lat. Mnie się podobał ten efekt. Oczywiście nie miałam świadomości, co się ze mną dzieje. Za wszelką cenę chciałam się pozbyć nadmiernej masy ciała. I to się wówczas udawało. Zeszłam do 104–105 kilogramów. Był taki miesiąc, kiedy „schudłam” 16 kilogramów. To było takie bum! Był też taki, kiedy nic nie ubyło. Bo waga potrafi stanąć, nawet kiedy nie jemy.
Oprócz braku apetytu pojawiły się skutki uboczne: nawracające migreny, szczękościsk, obniżony nastrój, depresja, napady lękowe, myśli samobójcze.
– To był jeden z trudniejszych etapów w moim życiu, tak źle się czułam. Meridię sama odstawiłam – opowiada Kasia. Kiedy poszła na wizytę kontrolną do dietetyczki z instytutu (w którym nie wiedziano o jej problemach psychicznych i neurologicznych), okazało się, że od poprzedniego razu nie ubyło jej ani kilograma. – Powiedziała mi, że jeżeli następnym razem nie będzie poprawy, to mnie wykreślą z leczenia. Nigdy więcej do niej nie wróciłam – mówi.
W ciągu kolejnych trzech lat waga poszła w górę o 55 kilogramów – efektem adaptacji metabolicznej i spowolnienia procesów trawienia może być wzrost masy ciała przy zmniejszonej kaloryczności. Kasia jadła wówczas śniadanie (najczęściej 2–3 kanapki) i obiad (pierwsze albo drugie danie). To wszystko. Dziś już wie, że to za rzadko. Jedna z lekarek, do których trafiła w chorobie, powiedziała jej, że nasz metabolizm można przyrównać do pieca. Dołożymy do niego, czyli coś zjemy – ogień się pali. Mija jakiś czas, ogień zaczyna przygasać, więc znowu musimy dorzucić do pieca, żeby się paliło. I to jest właśnie ten metabolizm. Jeżeli nie będziemy dorzucać, to ten ogień – czyli nasza przemiana materii – będzie malał. Przytycie 55 kilogramów w trzy lata, gdy się je dwa posiłki dziennie, to jest właśnie to.
Przy 164 centymetrach wzrostu Kasia urosła do 158 kilogramów. To była największa waga w jej życiu.
Wśród różnych definicji otyłości, z jakimi się zetknęłam, zwróciłam uwagę na tę doktora nauk medycznych Michała Lisa, opublikowaną na stronie Fundacji na rzecz Leczenia Otyłości: „Otyłość to skąpoobjawowa, wielonarządowa choroba przewlekła, prowadząca w sposób ciągły do destrukcji naszego organizmu z następczym ograniczeniem komfortu funkcjonowania, jak również istotnym skróceniem długości życia pacjenta”. Katarzyna Głowińska odczuła, jaki jest „komfort …