NBA: Jalen Brunson łapie niesamowitą formę | żałosna wypowiedź Kevina Duranta
Patronami dzisiejszego odcinka są L Wojciechowski, Łukasz Darlak oraz Marek Rosseger, dziękuję z lewej komory serca. B Witam bardzo serdecznie szacownych fanów pomarańczowej piłki. Pozdrawiam wiernych Czytelników, Czytelników niewiernych oraz tych, którzy wpadli przypadkowo. Aktywnych i emerytowanych, sympatyzujących i hejterów. Jak to zawsze mówię na Campach, jesteście śmietanką, hehe. W czasach gdy nikt już niczego […]
Patronami dzisiejszego odcinka są L Wojciechowski, Łukasz Darlak oraz Marek Rosseger, dziękuję z lewej komory serca. B
Witam bardzo serdecznie szacownych fanów pomarańczowej piłki. Pozdrawiam wiernych Czytelników, Czytelników niewiernych oraz tych, którzy wpadli przypadkowo. Aktywnych i emerytowanych, sympatyzujących i hejterów. Jak to zawsze mówię na Campach, jesteście śmietanką, hehe. W czasach gdy nikt już niczego nie czyta, Wy wyczekujecie do późnych godzin wieczornych, aby te naskrobane przeze mnie zdania choć omieść wzrokiem, jak się czasem omiata pajęczynę nad sufitem.
No więc dobrze, cienko u mnie z ekspresją czasem, więc powiem wprost: cieszę się, że wpadliście. Wracam ze spotkania i pozwólcie, że napiszę jak Jacek S. były minister aktywów państwowych: „mam dobre informacje”, którymi mam nadzieję już jutro się z Wami podzielić.
Tymczasem liga za oceanem celebrowała wczoraj narodowe święto równouprawnienia, czyli tzw. Dzień Martina Luthera Kinga. Które to już obchody MLK za mojej kadencji korespondenta NBA? Raz, dwa, trzy… piętnasty rok słucham patetycznych przemówień gwiazd zespołów. Twarze się zmieniają, ale teksty pozostają te same: równość, braterstwo, odwaga, praca dla wspólnego dobra, lokalnego środowiska, wsparcie mniejszości. Jestem za, naprawdę. Koncerny jak zwykle przygotowały z tej okazji specjalne kolekcje sprzętu: limitowane, kolekcjonerskie, kolorowe i super. Małe rączki w Chinach uszyły, także świat się kręci, hehe.
Hornets 110 Mavericks 105
Dallas lecą wciąż bez Luki. W roli głównej występuje Kyrie Irving choć ten sam w sobie losów meczu przecież nie odwróci. Owszem nawrzucał ponad miarę, w pewnym momencie zdobył chyba z osiem punktów z rzędu próbując przejąć stery, ale LaMelo, Bridges i ten nowy Nick Smith Jr. nie pozwolili. Ciężko się gra z ludźmi, którzy jak najmłodszy z braci Ball, przy dwóch metrach wzrostu walą tróje z jednej nogi albo ze wstecznego biegu: 23 punkty 9 asyst 5/10 zza łuku. Zamierzenie taktyczne obejmowało podwojenia, ale to na zasłonie, bo gdy stoi na ósmym metrze i wali te swoje rzuty przez ręce, to musisz z tym żyć jako obrona.
Pech chciał, że wymienieni trzej zaliczyli łącznie 14/25 z dystansu, a pod koniec meczu wreszcie przebudził się najdłuższy na placu Mark Williams. Kurde bele, ten jest dopiero nierówny. Jednego dnia wygląda jak nie przymierzając Wilt Chamberlain, a innego, jak wczoraj -> potrafi popełnić cztery głupie faule w osiem minut i zagrać figę z makiem. Królem pierwszej połowy spotkania był bez wątpienia Daniel Gafford (31 punktów 15 zbiórek 7 bloków) ale gdy czopek adrenalinowy w końcu zaczął działać na Williamsa, ten w czwartej kwarcie zanotował 10 punktów 7 zbiórek i 2 bloki. Można?
Kyrie (33 punkty 24 rzuty) cisnął, ale nie wycisnął. Były szanse na zwycięstwo, jedna jedyna szansa na wyrównanie. Akcja poszła na Klaya Thompsona (7 punktów 2/5 z gry) ale ten, no cóż, nie dowiózł, rzut był zdecydowanie za długi. Moim zdaniem jego dyspozycja jest bezpośrednio skorelowana z… patrz zdanie pierwsze.
Pistons 107 Rockets 96
Oglądałem fragmentami, a najbardziej podobał mi się ten, w którym Cade Cunningham w pojedynkę odjechał rywalom. Lubię gościa od wejścia do ligi choć w pewnym momencie sporo mnie ta sympatia kosztowała. Zwłaszcza gdy z Bojanem Bogdanovicem tworzyli dość toksyczny związek, a trenerem zespołu był nieszczęsny Monty Williams, który nijak nie potrafił wkomponować, ani rotować minutami Cade’a i Iveya. Dziś skład jest o wiele zdrowszy i pozostaje podziwiać ogromny talent CC. Trzecia kwarta w jego wykonaniu to: 19 punktów 2 asysty 7/8 z gry. W totalu było tego 32/9/7, ale też 10 strat. Fakt, że końcówkę określiła przede wszystkim obrona podlana nieskutecznością obu stron.
A propos, zobaczyliśmy pojedynek braci: Ausar (DET) vs Amen (HOU) Thompsonowie stanęli naprzeciw siebie i pozostaje gdybać jaką dumę muszą odczuwać rodzice bliźniaków. Obaj wyszli w pierwszej piątce i obaj należą do 1% najbardziej atletycznych graczy NBA. Pamiętacie do kilka dni temu powiedział LeBron?
Oni nie są jak reszta z nas. Oni są inni [LBJ]
Amen zaliczył 17 punktów 6 zbiórek 5 asyst i 3 przechwyty. Ausar grał prawie o połowę krócej, ale: 11 punktów 9 zbiórek 1 blok i co najważniejsze: zwycięstwo. Większą karierę jak dotąd robi bliźniak z Houston, ale ten z Detroit ma trudniej. Choćby dlatego, że w zeszłym sezonie borykał się z problemami z krzepliwością krwi, co kosztowało go absencje, rytm, pewność siebie i miejsce w rotacji. Teraz furtka w postaci kontuzji Iveya stworzyła mu nowe szanse, które coraz śmielej wykorzystuje.
Nawet nie otwieram telefonu, wiadomości od niego mam wyciszone [Amen na temat Ausara po zwycięstwie Detroit]
Słówko jeszcze na temat silnorękiego Jalena Durena (16 punktów 14 zbiórek) który od początku ustawił Pistons w roli agresorów i ograniczył fizycznie Alperena Senguna.
Wolves 106 Grizzlies 108
Smutek podwójny, bo obok porażki dowiedzieliśmy się, że Donte Divincenzo ma poważniejszy uraz dużego palucha lewej nogi i wypada z aktywności na czas nieokreślony. Do łask wraca więc Mike Conley, a Wolves mają już nie dwóch, ale trzech starterów, na których rywal może się wyżywać. W zależności od pory dnia i matchupy oglądamy łuskanie wolnych nóg Goberta, braku gabarytów Conleya czy ciężko myślącego niekiedy Randle’a.
DDV tam przydawał mistrzowskich walorów, czyli energii, wszechstronności, waleczności idącej w parze z rosnącą stawką meczu. Jako starter leciał na średnich 17.5 punktów 5.3 zbiórek i 4.7 asyst lejąc za trzy na poziomie przekraczającym 42%.
Nowe możliwości otwierają się więc przed rookie Dillinghamem (oraz Joshem Minnottem) fajne chłopaki choć pewnie jakbym Wam im pokazał na zdjęciu to ciężko byłoby z rozpoznaniem, co? Ten pierwszy wczoraj ustanowił rekord kariery (15 punktów przy 6/8 z gry) energetyczny chłopak na piłce, potrafi grać jeden na jeden. Szkoda, że mu trener nie zaufał w końcówce, bo gdy go zmieniał Conley, zespół prowadził 100:95.
Więcej niż dotychczas rzuca Naz Reid (29 punktów) Edwards agresywny jak nigdy (32 punkty, a przy tym aż 18 rzutów wolnych) nie siedziało mu z dystansu, więc jechał dalej, na obręcz.
W Memphis jest tak wielu chłopaków w rotacji, że łatwo się pogubić. Wczoraj zadebiutował GG Jackson, którego popisy możecie pamiętać z minionego, naznaczonego kontuzjami sezonu. Chłopak przeszedł operację stopy, ale już jest i drapie dla siebie miejsce w składzie. Ja Morant (19 punktów) miał nie grać, bo też ma problem ze stopą, co było ewidentne gdy popatrzeć jak się ruszał i jakie decyzje podejmował (5/16 z gry).
Grizzlies zwycięstwo w największej mierze zawdzięczają Jarenowi Jacksonowi, który 15 z 24 punktów zdobył w czwartej kwarcie korzystając właśnie z dogodnego matchupu. Zresztą nazwijmy sprawę po imieniu: JJJ dosłownie zniszczył 1v1 Randle’a. Upchał dokąd chciał i w pewnym momencie poczuł tak mocno, że piłką od kosza do kosza przekozłował kończąc floaterem.
Hawks 110 Knicks 119
Jalen Brunson po przeciętnym starcie sezonu wchodzi na obroty zarezerwowane dla super gwiazd: 34 punkty 12/18 z gry. Dodajmy, że miał na sobie teoretycznie drugiego, najlepszego stopera NBA (uszanowanie panie Lu Dort) któremu głośno odliczał kolejno popełniane faule. W pojedynczym kryciu Dyson Daniels był bezradny.
KAT mało widoczny, uraz nadgarstka robi swoje, ale też Hawks szybsi są ostatnio i lepiej zorganizowani. Onyeka Okongwu wreszcie zastępuje Clinta Capelę w wyjściowym składzie, ale nie było innej rady po ostatnim tygodniu w wykonaniu OO. Obaj środkowi spisali się dziś solidnie, odpowiednio 14 i 12 punktów oraz po 9 zbiórek. Nie dojechał za to Trae Young, który w pierwszej kwarcie owszem siał tróje i trzymał wynik, ale jako rozgrywający popełnił prawie dwa razy tyle strat co zaliczył asyst. Tutaj czapka z głowy dla Mikala Bridgesa jako obrońcy i presji, jaką wywierał na Kulfona przez cały prawie mecz. Aktywne łapy nowojorskie, fajnie potrafią wyglądać momentami, zwłaszcza jak nie muszą się martwić o atak, a piłka siedzi Bridgesowi.
Imponująco kryli obwód, zresztą: trwająca 110 meczów seria Bogdana Bogdanovica z przynajmniej jednym trafieniem zza łuku właśnie dobiegła końca!
Suns 92 Cavaliers 118
Ostatnio pozwoliłem sobie krytycznie napisać na temat PHX, za co zresztą przezwano mnie „dziadkiem” hehe.
Phoenix Suns win against Detroit.
Booker and KD take 49 FGA and 25 FTA.I guess it makes sense for them, but how can you play the ISO ball for the entire game and record like 0.66 pass on average in the half-court with 8 other players standing and watching?
Basketball was…
— Bartek Gajewski Czytaj Więcej