Za co kochamy The Sims? Ta gra ma już 25 lat – dacie wiarę?
Ćwierć wieku to szmat czasu. Części z was nawet nie było wtedy na świecie, inni dopiero stawiali swoje pierwsze kroki w życiu, inni mieli już kontakt z grami wideo. A właśnie wtedy na rynku zadebiutowała gra The Sims. Coś innego, nietypowego — bez wartkiej akcji, w zamian produkcja oferowała… w zasadzie symulowanie życia. Dlaczego to […] Artykuł Za co kochamy The Sims? Ta gra ma już 25 lat – dacie wiarę? pochodzi z serwisu PlanetaGracza.pl.
Ćwierć wieku to szmat czasu. Części z was nawet nie było wtedy na świecie, inni dopiero stawiali swoje pierwsze kroki w życiu, inni mieli już kontakt z grami wideo. A właśnie wtedy na rynku zadebiutowała gra The Sims. Coś innego, nietypowego — bez wartkiej akcji, w zamian produkcja oferowała… w zasadzie symulowanie życia. Dlaczego to tak bardzo się udało?
The Sims, czyli sukces niepodważalny
Bo że się udało, to akurat nikogo nie trzeba przekonywać. Tytuł otrzymał kilka rozszerzeń, rozszedł się w wielomilionowym nakładzie i niejednokrotnie pojawiał się na listach najlepszych gier wszech czasów. Z czego tak naprawdę wziął się jego fenomen? Z dzisiejszej perspektywy możemy ocenić pomysł na grę jako dość banalny. Ot, kreujemy swoją postać i rozpoczynamy nowe życie. Wprowadzamy się do istniejącego domostwa lub stawiamy swoje własne od podstaw — tu możemy zdać się na własną fantazję i wykreować domek lub willę marzeń. Ale zaraz, przecież jesteśmy ograniczeni stanem swojego konta! No dobrze, w takim razie pora zabrać się do roboty.
Proza życia uderza w nas bardzo szybko. Znajdujemy gazetę z ogłoszeniami, natrafiamy na te interesujące i zabieramy się do roboty. Ta początkowo nie budzi większych emocji, ale pozwala regularnie zasilać budżet jakimiś kwotami. Zaczynamy powoli się czegoś dorabiać. Pojawia się lepsza lodówka, tanie krzesła zamieniamy takimi z obiciem, a i łóżko staje się wygodniejsze, gdy zrezygnowaliśmy z prostej leżanki. Do naszych drzwi pukają sąsiedzi, pojawiają się pierwsze przyjaźnie, znajomości, a nawet… miłość. Wtem nim zdążymy się obejrzeć, mamy już dwóch simów, a w drodze jest potomek. Udało się stworzyć rodzinę, kariera zasuwa jak szalona, a my możemy coraz więcej.
Na rynku (tym prawdziwym) pojawia się jakiś ciekawy dodatek. Instalujemy nową zawartość, a życie naszych podopiecznych zmienia się nie do poznania… To właśnie magia The Sims.
Zobacz też: Czy jest Xbox Game Pass na PC? Odkryj bibliotekę gier na komputerze
Debiut na rynku, czyli ćwierć wieku za nami
Pierwsza odsłona serii The Sims zadebiutowała 4 lutego 2000 roku na komputerach z systemami Windows. Europejska premiera miała miejsce nieco później, bo 11 lutego. Możemy zatem śmiało stwierdzić, że od tego czasu minęło aż ćwierć wieku. Jak wyglądał gaming w 2000 roku? Cóż, wśród najlepszych gier tamtego roku wymienia się (poza oczywiście Simami) choćby Deus Ex, Final Fantasy IX, SSX czy Tony Hawk’s Pro Skater 2. To klasyki, jednak biorąc pod uwagę rozwój branży, jednocześnie prehistoria. A jednak pierwsza odsłona The Sims, choć oczywiście od dawna nie rozwijana, nadal gdzieś tam z nami jest.
Oczywiście gra ustąpiła już miejsca sequelom (trzem kolejnym częścią), jednak to od niej wszystko się zaczęło. Jak to było w waszym przypadku? Ja do dziś pamiętam dzień, w którym miałem okazję poznać tę grę. Zaaferowany kolega zapowiedział, że ma genialną grę — można w niej robić w sumie to wszystko (przesadził) i zabawa jest przednia (miał rację). Odwiedził mnie z kolekcją płyt wraz z kilkoma dodatkami i przystąpiliśmy do instalacji. Po uruchomieniu pojawiło mi się w głowie jedno pytanie — ale o co w tym chodzi? Co konkretnie mam robić i gdzie jest jakiś cel, misje czy zadania do wykonania? Odpowiedź była złożona i bardzo prosta jednocześnie.
Swoboda i wolność — to coś, co pokochaliśmy
Bo brak celu to tak naprawdę jedna wielka możliwość kreowania własnej historii. To rzecz, za którą miliony graczy doceniły nie tylko pierwszą odsłonę The Sims, ale i całą serię. Ciężko oczywiście nazwać symulator życia piaskownicą, ale to właśnie te 25 lat temu dostaliśmy niepowtarzalną możliwość wpływania na tak wiele rzeczy jednocześnie. Tworzenie relacji, ubiór, budowanie, kariera, rozwijanie umiejętność czy zainteresowań — to wszystko było dostępne od razu i od nas zależało, jaki będzie nasz podopieczny. Było to również okraszone specyficznym elementem satysfakcji z osiągania kolejnych samodzielnie wymyślonych celów. Nie sposób nie uśmiechnąć się, gdy z małego domku przeprowadzamy się do dużej willi, bo tak pokierowaliśmy karierą, że gigantyczne sumy regularnie wpływają na nasze konto.
Jak to jednak w życiu bywa, zdarzały się też i przykre sytuacje. Pracę można było stracić, pielęgnowana przyjaźń mogła się skończyć, podobnie jak małżeństwo czy kolekcjonowany przez dłuższy czas dobrobyt. Pożary, kradzieże i inne nieprzewidziane wypadki — to jednak nie demotywowało, a stanowiło ciekawe urozmaicenie naszej zabawy. Wszak nigdy nie wiedzieliśmy, co też może się wydarzyć. W przeciwieństwie do prawdziwego życia, kłody rzucane pod nogi przez wirtualny los były okraszone sporą dawką uśmiechu, bo i sama gra była utrzymana w dość luźnej konwencji. A że na jej obraz wpływaliśmy my sami, to tym bardziej rozgrywka wciągała i nie puszczała nas przez długie godziny.
Budowanie, czyli niezbędny element The Sims
Przyznam, że wielokrotnie zaczynałem nową “historię” w The Sims tylko po to, aby móc wybudować nowy domek. Przetestować nowe pomysły i sprawdzić, co będę w stanie wyciągnąć z tego podstawowego budżetu. Żadna inna gra nie posiadała tak prostego, a jednocześnie satysfakcjonującego sposobu na stawianie nowych budowli. Wytyczanie ścian, korytarzy, pokoi, odpowiednie dobieranie tabety lub farby, wreszcie kładzenie fikuśnych posadzek i najważniejsze — tchnięcie w to miejsce jakiegoś życia.
To było możliwe dzięki bogatemu wyborowi mebli, który i tak mogliśmy rozszerzyć poprzez nabywanie kolejnych dodatków. Coś jak zabawa w domek dla lalek, ale w naszym komputerze i w sumie bez większych ograniczeń. Czy istniało coś piękniejszego w swojej prostocie? Gra pozwalała naszej wyobraźni rozwinąć skrzydła, nie stawiając przy tym zbędnych ograniczeń. Bo niepotrzebna była żadna wiedza z zakresu budownictwa, aby postawić wymarzoną willę. Gdy brakowało kasy, to istniały kody. Ściany nośne? Nie, nikt o tym nie słyszał — nasze dzieła architektury nie były zagrożone zawaleniem, a jedynym wymogiem stawała się chęć kreowania świata naszych simów, które już wkrótce miały po raz pierwszy stanąć u progu swojego nowego (być może wymarzonego) domostwa.
Zobacz też: Gry za darmo na PC i konsole. 18 najlepszych w styczniu 2025
Miało to również niezastąpiony walor odprężający, z czego dziś słyną wszelkiej maści city-buildery i inne gry tego pokroju. Gra w żadnym momencie nas nie poganiała, nie mieliśmy stresującego licznika czasu czy innej odgórnie narzuconej “presji”. W każdym momencie można było zapauzować czas, wykorzystując narzędzie jego kontroli. Wtedy budowaliśmy, stawialiśmy nowe konstrukcje, a świat gry stał w miejscu. Dla wielu osób był to wymarzony sposób na spędzenie kilku relaksujących godzin przed komputerem po dniu stresu w pracy, szkole czy po prostu prawdziwym życiu.
Gra, której nie da się popsuć
Ważnym aspektem gry w The Sims było również i to, że naszej zabawy praktycznie nie dało się popsuć. To nie tak, że mogliśmy stworzyć zły build postaci, lub stracić bezpowrotnie nasz ekwipunek. Z każdej sytuacji i zawsze było jakieś wyjście. Nawet po utracie pracy przez naszą postać można było przecież szybko znaleźć inną. Nie męczyły nas nawet kredyty hipoteczne czy ciężkie trudy losu, z którymi musimy mierzyć się w rzeczywistości. Jasne, mowa przecież o “tylko” grze wideo — ale doskonale wiemy, jak niektóre pozycje potrafią nam dać w kość.
Nie dziwi zatem fakt, że miliony graczy od 25 lat wracają regularnie do simowego świata, bo czeka w nim to, za co wielu po prostu bezgranicznie pokochało gry wideo. Odprężenie, czysta zabawa i wpływ na tak wiele rzeczy. Jeżeli wirtualna rozgrywka ma pozwolić nam na coś zgoła odmiennego od rzeczywistości, to w przypadku The Sims warunki te zostały spełnione wręcz wzorowo. Bo nie było stresu, uciekającego czasu, punktów, pominiętych znajdziek czy ważnych questów, które można było popsuć. Brak złych decyzji, jedynie podróż do przodu i w celu, który sami sobie wytyczyliśmy. I taka formuła mimo upływu 25 lat wciąż się nie wyczerpała!
Artykuł Za co kochamy The Sims? Ta gra ma już 25 lat – dacie wiarę? pochodzi z serwisu PlanetaGracza.pl.