Sebastian Mikosz, prezes Poczty Polskiej: Ludzie kupują u nas książki i portfele. W wielu miejscowościach jesteśmy najlepiej zaopatrzonym sklepem multifunkcyjnym
Prezes państwowej spółki przyznaje w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, że kilka lat temu przespano właściwy moment na inwestycję w automaty paczkowe. Twierdzi, że spółka musi poszukać swojej niszy na tym rynku. Opowiadał też o swoim zaskoczeniu, gdy dowiedział się, jak dobrze sprzedają się w placówkach gadżety.
![Sebastian Mikosz, prezes Poczty Polskiej: Ludzie kupują u nas książki i portfele. W wielu miejscowościach jesteśmy najlepiej zaopatrzonym sklepem multifunkcyjnym](https://static.wiadomoscihandlowe.pl/images/2025/02/06/548362.png?#)
Gdzieś przespano właściwy moment. Natomiast pytanie o rolę kurierki w działalności Poczty Polskiej jest jednym z najtrudniejszych. Sam paczkomat jest detalem, to pudełko z iPadem. Wyzwaniem jest koszt logistyki - czyli jak dowieźć paczkę. I pytanie brzmi: czy Pocztę stać dzisiaj, i ewentualnie w jakiej formie, by walczyć na tak ultrakonkurencyjnym rynku? - zastanawia się Mikosz w rozmowie z Wirtualną Polską.
Podkreślił, że na razie nie zna odpowiedzi na to pytanie. Jego zdaniem firma musi poszukać usług, które sprawią, że ludzie zaczną chętniej odwiedzać placówki.
- Dziś stoimy na peronie i widzimy odjeżdżający pociąg. Inna rzecz, że my nigdy nie staniemy się firmą kurierską, mamy pewne ograniczenia. Przykładowo ustawa nas obliguje do tego, by np. przewozić żywe zwierzęta. Obracamy też żywą gotówką w ogromnej skali i chcemy tę działalność rozwijać - mówi Mikosz.
Podkreśla, że przewagą np. InPostu jest doskonale rozwinięty system logistyczny. Zaznacza, że nie zawsze warto wchodzić w zwarcie z liderami rynkowymi, ale można poszukać niszy.
- To znaczy, jak panowie kupują oprawę do telefonu za 15 zł i się panom zbytnio nie spieszy, wybierzecie dostawę za 9 zł w dobę czy za 4 zł w trzy doby? - pytał dziennikarzy, sugerując, że rozwiązaniem może być skupienie się na obstawieniu dłuższych terminów dostaw i konkurowaniu ceną.
Sebastian Mikosz twierdzi również, że wbrew temu, co się mówi, szczególnie w mniejszych miejscowościach konsumenci kupują na poczcie torebki, portfele czy książki.
- Gdy wszedłem na pocztę, myślałem: "ja to wszystko zatrzymam!". Po czym spojrzałem w papiery i tak sam do siebie mówię: "to słynne angielskie przekleństwo na f… ile my na tym zarabiamy?!” - mówi w rozmowie z WP.
Zaznaczył, że w wielu miejscowościach placówki Poczty Polskiej to najlepiej zaopatrzone sklepy multifunkcjonalne.
Podkreślił też, że w planach jest remont placówek Poczty Polskiej. Całościowo dla 4,6 tys. placówek to koszt na poziomie aż 5 mld zł. Takimi środkami operator nie dysponuje, więc remonty będą prowadzone stopniowo.
- To, co zrobiliśmy "na już", to odgruzowaliśmy okienka. Nieakceptowalne było to, by klient nie widział naszego pracownika, bo ten był zasłonięty towarem - mówi prezes Poczty Polskiej.