Polka prezydentką kraju? "Czy chcemy tego, czy nie, w polityce jest cicha walka płci"

Jeszcze nigdy w wyborach prezydenckich w Polsce żadna kobieta nie weszła do II tury. Ba, jeszcze nigdy nie zdobyła w nich dwucyfrowego wyniku. Mówiąc brutalnie – nie przekroczyła nawet 3 proc. W historii wyborów prezydenckich były też takie, kiedy w ogólne nie było żadnych kandydatek. Do tych zgłosiły się cztery, ale ich poparcie jest tak porażająco niskie, że praktycznie go nie widać. Co jest nie tak, że nigdy żadna z Polek nie była w stanie wybić się wyżej? Czy Polska w ogóle jest gotowa na kobietę w Belwederze? Sprawdziłam. Magdalena Biejat, kandydatka Nowej Lewicy, dziś cieszy się największym poparciem spośród całego kobiecego grona, które pretenduje do prezydenckiego fotela. To właśnie ona, w ostatnim sondażu otrzymała 3 proc. poparcia, ale wyprzedził ją nawet Krzysztof Stanowski, którego w badaniu Opinia24 dla Radia ZET poparło 4 proc. respondentów. W tym samym badaniu Joanna Senyszyn, która startuje jako kandydatka niezależna, uzyskała 0 proc. poparcia. W innym miała go 0,1 proc. Dwie pozostałe kandydatki to większa niewiadoma. Jedna z nich – prawniczka Katarzyna Cichos, która startuje jako bezpartyjna – również w jednym z sondaży zaliczyła już 0 proc. poparcia. Ale kolejna jest nowa, jej nazwisko w badaniach opinii publicznej jeszcze się nie przewija. To Aldona Anna Skirgiełło znana jako "Aldona z Podlasia", bohaterka popularnego serialu TV, którą wspiera Samoobrona. Ona do wyścigu prezydenckiego zgłosiła się jako ostatnia z nich. – I tak wyborów nie wygram, ale coś tam namieszam – cytowało ją Polskie Radio. Swój udział w wyborach w sumie ogłosiło dotąd 19 kandydatów. 15 mężczyzn i 4 kobiety, z których połowa jest raczej nieznana. Czy Polska jest gotowa na to, żeby prezydentem była kobieta? Dlaczego nie ma tam większych, rozpoznawalnych nazwisk? I dlaczego partie nie stawiają w tym wyścigu na kobiety? – Bo duże partie nie znalazły w swoich szeregach kobiety godnej tego stanowiska – mówi naTemat Elżbieta Łukacijewska, europosłanka PO, która od lat wygrywa na Podkarpaciu, trudnych dla swojej partii regionie. To jedno. Dwa, że to mężczyźni w partiach decydują. – Raczej nie postawią na kobietę lepszą od siebie. Czy chcemy tego, czy nie, w polityce jest cicha walka płci – zauważa. Jeśli więc jednej kobiecie udałoby się wygrać wybory prezydenckie, to kolejne mogłyby stanąć na czele rządu, Ministerstwa Obrony, czy MSZ. I trzy – ważne jest podejście samych kobiet. – Kobiety w polityce rzadko mówią o sobie: "Jestem dobra, lepsza niż mężczyzna". A bardzo często są lepsze. Są pracowitsze, merytoryczne, nie politykują, ale skupiają się na przeprowadzaniu zmian potrzebnych dla społeczeństwa. Natomiast merytoryka nigdy nie jest modna. Może kobiety za mało się chwalą? – zwraca uwagę europosłanka. Według niej na kobietę prezydenta jeszcze długo przyjdzie nam w Polsce poczekać. – Polska nie jest gotowa na to, żeby prezydentem była kobieta, bo politycy nie są gotowi na to, żeby wystawić i poprzeć kandydatkę najlepszą ze wszystkich – ocenia. Start kobiet w wyborach prezydenckich? Co 10 lat Marna reprezentacja kobiet w wyborach prezydenckich już staje się niemal naszą tradycją. W 2020 roku o prezydenturę ubiegała się wyłącznie – i to tylko przez chwilę – Małgorzata Kidawa-Błońska. A wcześniej było tak – przypomnijmy sobie krótko, ile kobiet chciało walczyć w wyborach prezydenckich w 40 mln kraju: 2015 – 5 2010 – 0 2005 – 2 2000 – 0 1995 – 1 Gdyby przełożyć to na realny start, wyglądałoby to jeszcze gorzej: 2015 – 1 2010 – 0 2005 – 1 2000 – 0 1995 – 1 W 2015 roku komitety wyborcze powołały: Magdalena Ogórek, Anna Grodzka, Wanda Nowicka, Iwona Piątek oraz Balli Marzec. Jednak tylko Ogórek zebrała 100 tys. podpisów i wystartowała w wyborach. Otrzymała 2,38 proc. głosów. Nastąpiło to 10 lat po starcie Henryki Bochniarz, która zdobyła 1,26 proc. głosów. Druga z kandydatek, Maria Szyszkowska, nie zebrała w 2005 roku 100 tys. podpisów. W 1995 roku, jako pierwsza kobieta w Polsce, wystartowała zaś Hanna Gronkiewicz-Walz. Poparło ją 2,76 proc. wyborców. Start kobiet co 10 lat. Piękny wynik, nie ma co. I nie chodzi o to, żeby teraz epatować płcią. Mieliśmy już kobiety, które były premierami, kobiety stoją na czele ministerstw itp., są prezydentkami miast, a jeden z sondaży – Opinia 24 dla Radia Zet –wykazał w 2024 roku, że dla ponad połowy Polaków obojętna jest płeć kandydata na prezydenta. „Czy chciałbyś/abyś, żeby w Polsce urząd prezydencki objęła kobieta?”– zapytała również w 2024 roku pracownia SW Research dla Wprost. 54,8 proc. respondentów odpowiedziało, że tak. Chodzi o pytanie, dlaczego tak słabo dla kobiet ciągle wypada walka o prezydenturę? Socjolog: W tej chwili w Polsce przyjął się pewien typ polityka... Prof. Jacek Wódz, socjolog polityki, uważa wręcz, że przez ostatnie kilka lat Polska cofnęła się w swobodnym dopuszczaniu kobiet do funkcji publicznych. – Model, który przez ostat

Lut 7, 2025 - 08:32
 0
Polka prezydentką kraju? "Czy chcemy tego, czy nie, w polityce jest cicha walka płci"
Jeszcze nigdy w wyborach prezydenckich w Polsce żadna kobieta nie weszła do II tury. Ba, jeszcze nigdy nie zdobyła w nich dwucyfrowego wyniku. Mówiąc brutalnie – nie przekroczyła nawet 3 proc. W historii wyborów prezydenckich były też takie, kiedy w ogólne nie było żadnych kandydatek. Do tych zgłosiły się cztery, ale ich poparcie jest tak porażająco niskie, że praktycznie go nie widać. Co jest nie tak, że nigdy żadna z Polek nie była w stanie wybić się wyżej? Czy Polska w ogóle jest gotowa na kobietę w Belwederze? Sprawdziłam. Magdalena Biejat, kandydatka Nowej Lewicy, dziś cieszy się największym poparciem spośród całego kobiecego grona, które pretenduje do prezydenckiego fotela. To właśnie ona, w ostatnim sondażu otrzymała 3 proc. poparcia, ale wyprzedził ją nawet Krzysztof Stanowski, którego w badaniu Opinia24 dla Radia ZET poparło 4 proc. respondentów. W tym samym badaniu Joanna Senyszyn, która startuje jako kandydatka niezależna, uzyskała 0 proc. poparcia. W innym miała go 0,1 proc. Dwie pozostałe kandydatki to większa niewiadoma. Jedna z nich – prawniczka Katarzyna Cichos, która startuje jako bezpartyjna – również w jednym z sondaży zaliczyła już 0 proc. poparcia. Ale kolejna jest nowa, jej nazwisko w badaniach opinii publicznej jeszcze się nie przewija. To Aldona Anna Skirgiełło znana jako "Aldona z Podlasia", bohaterka popularnego serialu TV, którą wspiera Samoobrona. Ona do wyścigu prezydenckiego zgłosiła się jako ostatnia z nich. – I tak wyborów nie wygram, ale coś tam namieszam – cytowało ją Polskie Radio. Swój udział w wyborach w sumie ogłosiło dotąd 19 kandydatów. 15 mężczyzn i 4 kobiety, z których połowa jest raczej nieznana. Czy Polska jest gotowa na to, żeby prezydentem była kobieta? Dlaczego nie ma tam większych, rozpoznawalnych nazwisk? I dlaczego partie nie stawiają w tym wyścigu na kobiety? – Bo duże partie nie znalazły w swoich szeregach kobiety godnej tego stanowiska – mówi naTemat Elżbieta Łukacijewska, europosłanka PO, która od lat wygrywa na Podkarpaciu, trudnych dla swojej partii regionie. To jedno. Dwa, że to mężczyźni w partiach decydują. – Raczej nie postawią na kobietę lepszą od siebie. Czy chcemy tego, czy nie, w polityce jest cicha walka płci – zauważa. Jeśli więc jednej kobiecie udałoby się wygrać wybory prezydenckie, to kolejne mogłyby stanąć na czele rządu, Ministerstwa Obrony, czy MSZ. I trzy – ważne jest podejście samych kobiet. – Kobiety w polityce rzadko mówią o sobie: "Jestem dobra, lepsza niż mężczyzna". A bardzo często są lepsze. Są pracowitsze, merytoryczne, nie politykują, ale skupiają się na przeprowadzaniu zmian potrzebnych dla społeczeństwa. Natomiast merytoryka nigdy nie jest modna. Może kobiety za mało się chwalą? – zwraca uwagę europosłanka. Według niej na kobietę prezydenta jeszcze długo przyjdzie nam w Polsce poczekać. – Polska nie jest gotowa na to, żeby prezydentem była kobieta, bo politycy nie są gotowi na to, żeby wystawić i poprzeć kandydatkę najlepszą ze wszystkich – ocenia. Start kobiet w wyborach prezydenckich? Co 10 lat Marna reprezentacja kobiet w wyborach prezydenckich już staje się niemal naszą tradycją. W 2020 roku o prezydenturę ubiegała się wyłącznie – i to tylko przez chwilę – Małgorzata Kidawa-Błońska. A wcześniej było tak – przypomnijmy sobie krótko, ile kobiet chciało walczyć w wyborach prezydenckich w 40 mln kraju: 2015 – 5 2010 – 0 2005 – 2 2000 – 0 1995 – 1 Gdyby przełożyć to na realny start, wyglądałoby to jeszcze gorzej: 2015 – 1 2010 – 0 2005 – 1 2000 – 0 1995 – 1 W 2015 roku komitety wyborcze powołały: Magdalena Ogórek, Anna Grodzka, Wanda Nowicka, Iwona Piątek oraz Balli Marzec. Jednak tylko Ogórek zebrała 100 tys. podpisów i wystartowała w wyborach. Otrzymała 2,38 proc. głosów. Nastąpiło to 10 lat po starcie Henryki Bochniarz, która zdobyła 1,26 proc. głosów. Druga z kandydatek, Maria Szyszkowska, nie zebrała w 2005 roku 100 tys. podpisów. W 1995 roku, jako pierwsza kobieta w Polsce, wystartowała zaś Hanna Gronkiewicz-Walz. Poparło ją 2,76 proc. wyborców. Start kobiet co 10 lat. Piękny wynik, nie ma co. I nie chodzi o to, żeby teraz epatować płcią. Mieliśmy już kobiety, które były premierami, kobiety stoją na czele ministerstw itp., są prezydentkami miast, a jeden z sondaży – Opinia 24 dla Radia Zet –wykazał w 2024 roku, że dla ponad połowy Polaków obojętna jest płeć kandydata na prezydenta. „Czy chciałbyś/abyś, żeby w Polsce urząd prezydencki objęła kobieta?”– zapytała również w 2024 roku pracownia SW Research dla Wprost. 54,8 proc. respondentów odpowiedziało, że tak. Chodzi o pytanie, dlaczego tak słabo dla kobiet ciągle wypada walka o prezydenturę? Socjolog: W tej chwili w Polsce przyjął się pewien typ polityka... Prof. Jacek Wódz, socjolog polityki, uważa wręcz, że przez ostatnie kilka lat Polska cofnęła się w swobodnym dopuszczaniu kobiet do funkcji publicznych. – Model, który przez ostatnie 8 lat forsował PiS, czyli – nie oszukujmy się – że Polską rządził starszy pan, został w jakiś sposób przyjęty przez społeczeństwo. Nie było przeciwko temu buntu. W moim przekonaniu trochę się w tej kwestii cofnęliśmy. W tej chwili w Polsce przyjął się pewien typ polityka o dość mocno zaakcentowanych cechach bezwzględności. Nie znaczy to, że kobiety nie potrafią być bezwzględne, bo potrafią, ale społecznie ten typ nie kojarzy się z nimi – mówi w rozmowie z naTemat. Uważa, że trzeba tego żałować. – W polskiej sferze publicznej mamy mnóstwo osób płci męskiej o dość wątpliwych umiejętnościach intelektualnych. Nie chcę wskazywać żadnego nazwiska, ale gdy patrzę, co dziś dzieje się w polityce, ale również w biznesie, to bardzo często mamy do czynienia z dyskursem świadczącym o tym, że ci panowie są po prostu źle wykształceni. Uważam, że wykształconych kobiet jest więcej i są lepiej wykształcone od mężczyzn. Kobiety są bardziej subtelne w myśleniu – komentuje. Poza tym, jak wskazuje socjolog, różne kluczowe stanowiska w Polsce są obsadzane przez mężczyzn i oni narzucili pewien styl funkcjonowania. – Często jest on bardzo żenujący, ale im to nie przeszkadza, bo oni są z siebie zadowoleni. Kobiety musiałyby się przez to przebić. Nie jestem tu jednak optymistą. Uważam, że 10 lat temu było więcej przyzwolenia na przyjęcie z dużym uznaniem kandydatury kobiety. Dziś jest go mniej. Proszę popatrzeć na wzór pierwszej damy. Nie oszukujmy, jej nie ma. Po prostu jest nieobecna – mówi o Agacie Dudzie. Z Jolantą Kwaśniewską i Marią Kaczyńską było zupełnie inaczej, ale to było ponad 10 lat temu. A potem, nie dość, że nie było wzorca pierwszej damy, to były również inne anty-wzorce. "Szydło i Ogórek – to najgorsze, co mogło się wydarzyć dla kobiet w polskiej polityce. Po nich tylko spalona ziemia" – opisywała w 2017 roku Daria Różańska-Danisz. Pisała tak, warto to przypomnieć: "Marionetki, paprotki, figurantki, zabawki w rękach mężczyzn – to tylko niektóre z określeń kobiet w polityce. Adresowano je w kierunku Magdaleny Ogórek, wciąż mówi się tak o premier Beacie Szydło. Obie dostały szansę i zadanie. Chwyciły za dłoń, którą ktoś wyciągnął w ich stronę. Nie wiadomo, czy była pomocna. Dały się wykorzystać mężczyznom. A kobietom w polityce robią zły PR". Dalsza część artykułu poniżej: Po latach pojawiła się wizja, że Beata Szydło mogłaby wystartować w wyborach prezydenckich, miała też w PiS grono zagorzałych fanów takiego planu. Jeszcze nie tak dawno, bo w listopadzie 2024 roku, przed wyborami w USA, głośno było od spekulacji. Szydło zamieściła wówczas nagranie z Parlamentu Europejskiego oraz tajemniczy wpis, który rozpalił emocje. Zapytała w nim: "Czy kobieta może być prezydentem USA? A czy kobieta może być prezydentem Polski? Zobaczymy". Jarosław Kaczyński, dopytywany przez dziennikarzy odpowiedział wtedy: – Jest jasne, że w Polsce pewnego dnia kobieta zostanie prezydentem. Jest tylko pytanie kiedy. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ale jestem przekonany, że to się pewnego dnia stanie. Tylko wciąż nie wiadomo, kiedy. "To cena narażenia się na dość mocno obecne w polskim dyskursie chamstwo" – Moim zdaniem wiele kobiet w tej chwili wyczuwa, że startując w wyborach prezydenckich, musiałyby zapłacić wyższą cenę niż mężczyzna. To cena narażenia się na dość mocno obecne w polskim dyskursie chamstwo. Start w wyborach to zawsze walka. Tylko że ona powinna odbywać się w granicach, które są określane kulturą – uważa prof. Jacek Wódz. Według niego, gdyby dziś miało dojść do decydującego starcia między kandydatką a kandydatem jakiegoś ugrupowania, to kobieta musiałaby się też zderzyć ze stereotypem rodziny, bo niektórzy zapewnie zaczęliby grzmieć, czy nie lepiej, żeby została w domu z dziećmi. – Kościół też nie byłby życzliwy – przewiduje, choć zapewne nie w każdym przypadku. Elżbieta Łukacijewska zauważa, że kobiety boją się krytyki i hejtu, które w czasie kampanii mogłyby się na nie wylać. I być może dla świętego spokoju wiele z nich nawet nie zabiega o start w wyborach prezydenckich. – Gdy kobieta osiąga sukces, zaraz pojawiają się osoby, które chciałyby ją wyśmiać i pokazać w złym świetle – mówi. Zauważa, że kobiety same o tym myślą i biorą to pod uwagę. Od innych słyszą np. pytanie "A po co ci to?". Widać też rywalizację między kobietami. – Mimo że zrobiłyśmy duży krok naprzód i dużo zmieniło się na plus, to kobieta wciąż jest konkurencją dla drugiej kobiety. Zwłaszcza w różnych sytuacjach w polityce cały czas widoczna jest rywalizacja – mówi europosłanka. W wyborach prezydenckich od lat widzimy więc nazwiska, które nie mają szans na wygraną. "Zdawałam sobie sprawę, że moje szanse są niewielkie" W 2015 roku w wyborach postanowiła wystartować m.in. Balli Marzec, prezeska Wspólnoty Kazachskiej w Polace. "Wyborcza" pisała wtedy: "Muzułmanka z Kazachstanu chce zostać prezydentem". – Uważam, że nadszedł czas na kobietę. Bo ileż można? Ciągle tylko panowie i panowie. Widzimy, do czego doprowadzili w Ukrainie, na Bliskim Wschodzie... Myślę, że najwyższa pora, żeby kobiety doszły do władzy. Ale jestem przeciwna, żeby decydowała tylko płeć. Polacy też nie patrzą na to, czy to kobieta, czy mężczyzna. Patrzą na program. Należy tylko wybrać odpowiednią kobietę, która przyniesie dużo dobrego dla Polski – mówi dziś w rozmowie z naTemat. Dlaczego sama postanowiła walczyć o prezydenturę? – Zdawałam sobie sprawę, że moje szanse są niewielkie. Ale chciałam pokazać, że Polska jest różnorodna i otwarta na świat. Że kobieta może startować w wyborach w Polsce. Sam udział w nich był dla mnie bardzo ważny. Zdobyłam doświadczenie, samo zbieranie podpisów dużo daje. Poczułam atmosferę – opowiada. W 2022 roku wystartowała w wyborach prezydenckich w Kazachstanie. Choć dokumenty spełniały wymogi, jej wniosek został odrzucony, gdyż długo nie mieszkała w Kazachstanie. Jednak jeszcze raz zamierza startować w kolejnych wyborach. – Kobieta na stanowisku prezydenta wnosi więcej łagodności. Ona zawsze łagodzi. To jest matka narodu. Myślę, że w Kazachstanie sytuacja by się wtedy poprawiła – mówi. Dlaczego jej zdaniem kobiety nie przebijają się w wyborach prezydenckich w Polsce? – Widocznie na horyzoncie jeszcze nie ma tej odpowiedniej kobiety, która odpowiadałaby polskiemu narodowi. Musiałaby pojawić się kobieta z konkretnym programem, który akceptowałaby większość Polaków. Kobieta z charyzmą, która będzie walczyć do końca – uważa Balli Marzec.