Michalik: Ludzie Morawieckiego oskarżeni o okradanie państwa. Czy polityk mógł nic nie wiedzieć?

Wygląda na to, że wokół Mateusza Morawieckiego działał układ na sterydach, czyli sieć przestępczo-biznesowych układów stworzonych do rozkradania publicznych pieniędzy. "Majątek" publiczny to w ogóle takie urocze, staroświeckie określenie – wszyscy już zapomnieliśmy, czym jest, że to po prostu nasze, podatników pieniądze. I że politycy oraz urzędnicy państwowi powinni ich strzec i je pomnażać, a nie nas z nich okradać. Oto Anna Wójcik, była dyrektorka biura premiera Mateusza Morawieckiego razem ze swoim mężem zostali zatrzymani przez CBA pod zarzutem okradania Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Razem z nimi, jak pisze Onet, zatrzymano też Pawła Kleszczewskiego, właściciela dwóch agencji PR obsługujących w czasie rządów PiS spółki Skarbu Państwa, a prywatnie jednego z najbliższych znajomych Mariusza Chłopika, doradcy Mateusza Morawieckiego. W sprawę są też zamieszani inni byli współpracownicy Morawieckiego z Banku PKO BP, medialnie mówi się już o – no właśnie – układzie ludzi z sektora bankowego okradających RARS. Najważniejszym pytaniem w polskiej polityce jest dziś: czy Morawiecki był w to zamieszany? I czy realnie – mógł nie być? Jakie jest prawdopodobieństwo, że jego bliscy współpracownicy ściągnięci przez niego z banku PKO BP do kancelarii premiera mogli stworzyć układ przestępczy, o którym on sam nie wiedział i w którym nie uczestniczył? Czy ludzie, którzy otrzymali stanowiska dzięki jego osobistemu zaufaniu i ich lojalności wobec niego mogli działać bez jego wiedzy? Czy Anna Wójcik, która zorganizowała Pawłowi Szopie, właścicielowi Red is Bad nieformalne spotkanie z "kimś ważnym" w rządowej Rezydencji Parkowa i umożliwiła mu zdobycie kontraktów z RARS na pół miliarda złotych, zrobiła to pod samym nosem Morawieckiego bez jego wiedzy? Zapewne wcześniej czy później prokuratura odpowie nam na te pytania. Ja natomiast pytam: Co by to znaczyło dla Polski, gdyby jej były premier działał w grupie przestępczej? Co wówczas z PiS, którego Morawiecki jest ważnym politykiem? Czy spowoduje to polityczne trzęsienie ziemi, delegalizację PiS lub chociaż potężne tąpnięcie notowań tej partii? Utratę poparcia i zaufania? Kryzys wewnętrzny? Zapewne nie. Gdyby Jarosław Kaczyński się tego obawiał zapewne już dziś wyrzuciłby Morawieckiego z partii. Pytanie zresztą, czy sam Kaczyński o niczym nie wiedział. Czy to w ogóle możliwe, że namaszczony przez niego samego premier tak dalece wyrwał się spod jego władzy, choć Kaczyński słynie przecież z chęci kontrolowania wszystkiego? I wreszcie – czy obecny rząd zdiagnozuje luki w systemie i wprowadzi rozwiązania systemowe uniemożliwiające politykom okradanie podatników w przyszłości? Przejrzyste procedury antykorupcyjne, których teraz bardzo Polsce brakuje? Stawiam te wszystkie pytania, bo w Polsce często skandale polityczne, które w innych krajach wywołałyby trzęsienie ziemi, przechodzą niemal bez echa. W dużej mierze wynika to z braku medialnych nacisków (media zajmują się tematem dwa dni, a gdy przestaje się "klikać" przeskakują na coś innego) i przebodźcowania ludzi informacjami. Ich natłok jest tak wielki, że nie sposób ani przejąć się kolejnymi aferami, ani za nimi nadążyć. Ciekawa też jestem bardzo, czy taki skandal, jak oskarżenie i aresztowanie byłego polskiego premiera oraz ujawnienie przestępczego układu na szczytach władzy spowodowałby wyjście Polaków na ulicę i masowe protesty przeciw złodziejskim politykom. Osobiście jestem pesymistką, sądzę, że stosowane od lat przez PiS i innych populistów strategie mydlenia ludziom oczu, wzbudzania chaosu i rozmywania odpowiedzialności przyniosą skutek. Swoje zrobił też brak edukacji obywatelskiej, za który odpowiadają wszystkie rządy. I głębokie podziały wśród Polaków, też zresztą celowo wywoływane właśnie po to, żeby żaden argument "drugiej strony" nie mógł nikogo przekonać. Oczywiście, jak zawsze w takich razach bardzo chcę się mylić i będę uważnie obserwować rozwój tej sprawy. Tak czy owak, mam nieodparte wrażenie, że powołanie sprawczej, skutecznej państwowej instytucji walczącej z korupcją, jasnych przepisów i mechanizmów uniemożliwiających tworzenie układów staje się koniecznością, bez której jako kraj absolutnie "nie pojedziemy dalej".

Sty 31, 2025 - 16:48
 0
Michalik: Ludzie Morawieckiego oskarżeni o okradanie państwa. Czy polityk mógł nic nie wiedzieć?
Wygląda na to, że wokół Mateusza Morawieckiego działał układ na sterydach, czyli sieć przestępczo-biznesowych układów stworzonych do rozkradania publicznych pieniędzy. "Majątek" publiczny to w ogóle takie urocze, staroświeckie określenie – wszyscy już zapomnieliśmy, czym jest, że to po prostu nasze, podatników pieniądze. I że politycy oraz urzędnicy państwowi powinni ich strzec i je pomnażać, a nie nas z nich okradać. Oto Anna Wójcik, była dyrektorka biura premiera Mateusza Morawieckiego razem ze swoim mężem zostali zatrzymani przez CBA pod zarzutem okradania Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Razem z nimi, jak pisze Onet, zatrzymano też Pawła Kleszczewskiego, właściciela dwóch agencji PR obsługujących w czasie rządów PiS spółki Skarbu Państwa, a prywatnie jednego z najbliższych znajomych Mariusza Chłopika, doradcy Mateusza Morawieckiego. W sprawę są też zamieszani inni byli współpracownicy Morawieckiego z Banku PKO BP, medialnie mówi się już o – no właśnie – układzie ludzi z sektora bankowego okradających RARS. Najważniejszym pytaniem w polskiej polityce jest dziś: czy Morawiecki był w to zamieszany? I czy realnie – mógł nie być? Jakie jest prawdopodobieństwo, że jego bliscy współpracownicy ściągnięci przez niego z banku PKO BP do kancelarii premiera mogli stworzyć układ przestępczy, o którym on sam nie wiedział i w którym nie uczestniczył? Czy ludzie, którzy otrzymali stanowiska dzięki jego osobistemu zaufaniu i ich lojalności wobec niego mogli działać bez jego wiedzy? Czy Anna Wójcik, która zorganizowała Pawłowi Szopie, właścicielowi Red is Bad nieformalne spotkanie z "kimś ważnym" w rządowej Rezydencji Parkowa i umożliwiła mu zdobycie kontraktów z RARS na pół miliarda złotych, zrobiła to pod samym nosem Morawieckiego bez jego wiedzy? Zapewne wcześniej czy później prokuratura odpowie nam na te pytania. Ja natomiast pytam: Co by to znaczyło dla Polski, gdyby jej były premier działał w grupie przestępczej? Co wówczas z PiS, którego Morawiecki jest ważnym politykiem? Czy spowoduje to polityczne trzęsienie ziemi, delegalizację PiS lub chociaż potężne tąpnięcie notowań tej partii? Utratę poparcia i zaufania? Kryzys wewnętrzny? Zapewne nie. Gdyby Jarosław Kaczyński się tego obawiał zapewne już dziś wyrzuciłby Morawieckiego z partii. Pytanie zresztą, czy sam Kaczyński o niczym nie wiedział. Czy to w ogóle możliwe, że namaszczony przez niego samego premier tak dalece wyrwał się spod jego władzy, choć Kaczyński słynie przecież z chęci kontrolowania wszystkiego? I wreszcie – czy obecny rząd zdiagnozuje luki w systemie i wprowadzi rozwiązania systemowe uniemożliwiające politykom okradanie podatników w przyszłości? Przejrzyste procedury antykorupcyjne, których teraz bardzo Polsce brakuje? Stawiam te wszystkie pytania, bo w Polsce często skandale polityczne, które w innych krajach wywołałyby trzęsienie ziemi, przechodzą niemal bez echa. W dużej mierze wynika to z braku medialnych nacisków (media zajmują się tematem dwa dni, a gdy przestaje się "klikać" przeskakują na coś innego) i przebodźcowania ludzi informacjami. Ich natłok jest tak wielki, że nie sposób ani przejąć się kolejnymi aferami, ani za nimi nadążyć. Ciekawa też jestem bardzo, czy taki skandal, jak oskarżenie i aresztowanie byłego polskiego premiera oraz ujawnienie przestępczego układu na szczytach władzy spowodowałby wyjście Polaków na ulicę i masowe protesty przeciw złodziejskim politykom. Osobiście jestem pesymistką, sądzę, że stosowane od lat przez PiS i innych populistów strategie mydlenia ludziom oczu, wzbudzania chaosu i rozmywania odpowiedzialności przyniosą skutek. Swoje zrobił też brak edukacji obywatelskiej, za który odpowiadają wszystkie rządy. I głębokie podziały wśród Polaków, też zresztą celowo wywoływane właśnie po to, żeby żaden argument "drugiej strony" nie mógł nikogo przekonać. Oczywiście, jak zawsze w takich razach bardzo chcę się mylić i będę uważnie obserwować rozwój tej sprawy. Tak czy owak, mam nieodparte wrażenie, że powołanie sprawczej, skutecznej państwowej instytucji walczącej z korupcją, jasnych przepisów i mechanizmów uniemożliwiających tworzenie układów staje się koniecznością, bez której jako kraj absolutnie "nie pojedziemy dalej".