Biegnąca z wilkami / Nocna suka

Macierzyństwo stało się bardzo nośnym tematem w kinie najnowszym. Od festiwalowych pereł ("Saint Omer", "Odwieczna córka", "Mała mama") przez autorskie filmy środka ("Córka", "Bezmiar") aż po jawnie mainstreamowe tytuły ("Martwe zło: Przebudzenie", "Instynkt"). Twórcy z różnych krajów próbują odczarować figurę matki, spojrzeć na nią krytycznym lub empatycznym okiem, uciec od stereotypów budowanych

Sty 28, 2025 - 19:57
 0
Biegnąca z wilkami / Nocna suka
Macierzyństwo stało się bardzo nośnym tematem w kinie najnowszym. Od festiwalowych pereł ("Saint Omer", "Odwieczna córka", "Mała mama") przez autorskie filmy środka ("Córka", "Bezmiar") aż po jawnie mainstreamowe tytuły ("Martwe zło: Przebudzenie", "Instynkt"). Twórcy z różnych krajów próbują odczarować figurę matki, spojrzeć na nią krytycznym lub empatycznym okiem, uciec od stereotypów budowanych latami na ekranie. Jedni sięgają po filozofię i mity, inni wykorzystują gatunek i zabawę konwencją. Nie ma bowiem łatwych sposobów na wgryzienie się w prawdę o macierzyństwie, które jest zjawiskiem tyleż biologicznym i fizycznym, co psychologicznym, kulturowym i społecznym. Doświadczenie ciąży, porodu oraz opieki nad dziećmi zmienia życie kobiety o 180 stopni, rozmywa granice między prywatnym i zawodowym oraz ustawia nową hierarchię wartości. Kino może pokazać tylko mały wycinek z tego intensywnego czasu, ale i uświadomić, jak wiele poświęcenia wymagał od naszych mam, żon, sióstr czy babć. Pod skórę matki (niemal dosłownie) wchodzi Marielle Heller, która adaptuje cenioną powieść Rachel Yoder. "Nocna suka" łączy elementy mityczne i gatunkowe, podsuwając nam kilka nieoczywistych wniosków i zahaczając o język body horroru. Bez obaw, nie jest to film szokujący i brutalny, choć samo macierzyństwo takie właśnie bywa.  Za główną bohaterkę robi… Matka (Amy Adams). Ktoś powie, przeciętna i anonimowa osoba mieszkająca na przedmieściach, wychowująca Syna (bliźniacy Snowden) i utrzymywana przez Męża (Scoot McNairy). Wiecznie zmęczona i sfrustrowana kobieta miała jednak barwne, fascynujące życie. Pracowała w galerii sztuki, wystawiała swoje prace w MoMA i nie wyobrażała sobie, że kiedyś porzuci pasję. Najpierw poznajemy jej rutynę – gotowanie posiłków, spacery, zakupy, czytanie bajek i sen. Partner rzadko zjawia się w domu, mało też pomaga, bo ciągle jeździ w delegacje. Matka wspomina okres sprzed narodzin Syna, a nawet własne dzieciństwo i czuje rosnące niespełnienie. Kotłowanina myśli wywołuje nie mniejszy lęk niż nagłe zmiany ciała. U bohaterki wyostrzają się węch i apetyt, a to dopiero początek... Co stanie się z kobietą? Jaką formę przybierze? Czy znajdzie w kimś oparcie? I jak ułożą się jej relacje z bliskimi? Tytuł i stojąca za nim metamorfoza działają oczywiście na zasadzie metafory, która pozwala przekroczyć ramy dramatu obyczajowego. Szczególnie pierwsze sceny wydają się mylące, bo szybki montaż i powtarzane ujęcia wrzucają nas w sam środek nudnej matczynej codzienności. Świat Matki ogranicza się do zaledwie kilku miejsc: domu, supermarketu, parku i biblioteki. Bohaterka czuje się uwięziona nie tylko w kuchni czy salonie, ale i wszędzie tam, gdzie musi udawać idealną opiekunkę. Heller często rozwija jej gorzkie monologi wewnętrzne; kilka razy dzieli się też fantazjami kobiety, która zdobywa się na szczerość i totalnie dezorientuje rozmówców. W rzeczywistości jednak Matka rzadko mówi o trudnych emocjach, stanie wypalenia i potrzebie ucieczki z rodzicielstwa. Stopniowa fizyczna przemiana odnosi się do skumulowanej wściekłości i tłumionych instynktów, których społeczeństwo nie chce oglądać u kobiety z dzieckiem. Każdy przejaw jej gniewu i niezadowolenia urasta w filmie do rangi jakiegoś zakłócenia. Kiedy bohaterka styka się z innymi mamami, nie znajduje porozumienia, bo widzi sztuczne uśmiechy i odgrywany entuzjazm. Pojawia się wręcz prowokacyjne pytanie, czy matka może być sobą, gdzieś między ludźmi? Czy nie zrasta się z dzieckiem na oczach innych? Choć reżyserka wykazuje się sporą bezpośredniością i nie lubi aluzji, przemyca trochę mądrości i sprytnie wychodzi poza modne aktualnie dyskusje. Kluczowe postacie są bezimienne, by zachować pewną uniwersalność i ogólność, retrospekcje celowo przypominają odległą epokę, a kontekst mitycznych istot ładnie wypełnia gatunkowe szczeliny. "Nocnej suce" daleko do horroru i zaskakująco mało w niej nadrealizmu, co stępia wizualny efekt i świadczy o formalnej nieśmiałości Heller. Cała para idzie tu w feministyczny wywód, w którym zdarzają się niestety tautologie i uproszczone publicystyczne tezy. Nikt chyba jednak nie odmówi twórcom szlachetnych intencji i szczerości, czyli naprawdę rzadkich cech we współczesnym Hollywood.   Najciekawiej wypada dynamika relacji bohaterki z wiecznie nieobecnym mężem. Jego dziecinne narzekania i wyuczona bierność każdego doprowadziłyby do szewskiej pasji, lecz film nie portretuje wcale toksycznej męskości. Ojciec jest nawet bardziej zagubiony w swoich rolach niż Matka, bo głównie pochłania go sfera zawodowa. W pewnym sensie nie rozumie zasad organizujących domowy porządek, co zabawnie puentuje rozmowa o udawaniu psów przez Żonę i Syna. Dostrzegamy jednocześnie, że mężczyzna się stara, nie chce tylko odbywać krótkich wizyt i spinać budżetu. Ścierające się energie małżonków znakomicie wyzwalają Amy Adams i Scoot McNairy. Nominowana do Złotego Globu aktorka tworzy najlepszą kreację od czasu "Zwierząt nocy" – obejmuje całe spektrum matczynych nerwic i wątpliwości, gra nadwagą i zmęczonym spojrzeniem, nie boi się komediowych dziwactw. Jej ekranowy partner ("Operacja Argo") ucieleśnia szereg nieznośnych męskich wad, ale i ukazuje przebudzenie Męża chcącego naprawić swoje błędy i zaniedbania. Ważny epizod zalicza również legendarna Jessica Harper ("Suspiria") jako Norma – niepozorna bibliotekarka, która symbolizuje kobiecą solidarność i zbliża Matkę do prawdy o jej zmaganiach. Finalnie "Nocna suka" niesie mocno wspierający przekaz i daje nadzieję na doskonalsze modele partnerstwa oraz rodzicielstwa. Ostatnia scena dorzuca jeszcze nutkę ironii, zrywając z naiwnym happy endem, na który nie ma miejsca w tak skomplikowanym doświadczeniu jak bycie matką. Wbrew obiegowym opiniom, Heller notuje więc udany powrót.